czwartek, 2 lipca 2009

adios pomidory

Dziecię zaczęło powrót do domu. "Przez lądy i oceany"...a tak na prawdę przez całą Bułgarię, Serbię, Rumunię, Słowację i pół Polski. Na miejsce dotrze w sobotę. Na drogę dostali po bułce, po cztery pomidory i wodę. Ale drążąc temat dalej okazało się, że również pomarańcze! rogale! A już mi było tego dziecka żal strasznie. Pomidory jak się okazało wyrzucili bo doszli do wniosku, że nie wytrzymają 40 godzinnej podróży. Prościej było zjeść, zwłaszcza, że bułgarskie pomidory to zawsze był rarytas. Cóż, inne czasy, inne obyczaje ;-( Oczywiście już dzisiaj wie, że w przyszłym roku też jedzie ale grupa zgodnie stwierdziła, że polecą. I nie dziwię się. Jeszcze dwa dni i będzie w domu. A ja wyjeżdżam za dni 14.
Kostka mi dziś dokuczała i zaczęłam się zastanawiać nad wizytą u ortopedy. Lekarz mówił 3-4 dni a to już tydzień, a poprawa tylko taka, że opuchlizna zeszła. A ja mam w perspektywie już białe stoki i doskonalenie jazdy bez kijków (bo przecież mama zasadziła je w ogródku;-))W nowych butach, które tylko raz miałam na nogach a więc nie mogę potwierdzić, że to moje naj, naj wymarzone. Wprawdzie mierzone przez półtorej godziny!!! ale sprawdzać zawsze trzeba w naturalnych warunkach :-) Więc jako iż jutro pracę będę świadczyć w biurze skorzystam z okazji i zapisze się na wizytę u specjalisty. Na wtorek, o ironio.....No i samochód muszę odebrać z parkingu bo stoi tam od tygodnia. Piotr sprawdzał dziś czy ma jeszcze lusterka. A mógł pojechać przez ten tydzień na przegląd bo znów się dusi. My też bo parno zrobiło się strasznie. Kolejny dzień z rzędu burza (dziś wprawdzie gdzieś dalej) ale ulgi nie przynosi żadnej. Człowiek zawsze znajdzie powod do narzekań. Ostatnio marudziłam, że pada :-))))......................

Brak komentarzy: