sobota, 31 października 2009

Wymianka, zaskoczenie, wyróżnienia, podziękowania


Weekend, nareszcie przy jako takim świetle mogę pokazać piękne magnesy jakie dostałam od Olinki. Zrobiłyśmy sobie prywatną wymiankę. Magnesy są fantastyczne i świetnie prezentują się na mojej lodówce. Dziękuje :-)
Czytając komentarze do mojego candy zaskoczyło mnie ile osób zagląda na mój blog. Poznałam dzięki temu wiele ciekawych, na które wcześniej nie trafiłam. Czytam i zachwyca mnie to ile jest kreatywnych dziewczyn, którym chce się robić coś więcej, coś dla siebie. Podziwiam Was dziewczyny:-) I ślę również pokłony do tych osób, które zaglądają do mnie nie mając swoich blogów. Czytając te wszystkie miłe słowa postanowiłam obdarować jeszcze jedną osobę, stąd drobna errata;-) Losowanie główne- zasady bez zmian, następnie spośród wszystkich pozostałych osób, które zamieszczą komentarz pod postem o moim candy wylosuję jedną osobę, która otrzyma "pocieszajkę"- jutro "uczochram" jeszcze jedną broszkę. Dzięki temu również osoby, które nie prowadzą blogów będą miały szansę na małe "conieco". A dla niecierpliwych: pozostały jeszcze dwa pewniaki tutaj.
Na koniec spieszę poinformować, że sypię się do mnie kolejne wyróżnienia. Rumienię się bo nie wiem czy naprawdę na nie zasługuję ale bardzo, bardzo gorąco za nie dziękuję: Olince, która uhonorowała mnie już po raz trzeci, Malowanemu Imbryczkowi, który na dodatek ogłasza u siebie candy, Lietdeco i Marci :-))))
Po losowaniu przekażę te wyróżnienia dalej.

poniedziałek, 26 października 2009

Moje candy


Setny post, na liczniku już nie dwa a trzy tysiące wejść, najwyższa pora ogłosić candy. Nie mogłam się już doczekać, jak pewnie pamiętacie już od tygodnia robiłam cukierasy: lakierowałam, szlifowałam, czochrałam wełnę, skręcałam koraliki... Kto zaglądał do mojej galerii widział też już zdjęcie. Tak więc ogłaszam candy na ogólnie przyjętych, blogowych zasadach. Osoby zainteresowane przedstawionym zestawem (dwie ceramiczne podkładki pod kubek, filcowana broszka i turkusowe kolczyki) zapraszam do pozostawienia komentarza pod tym postem oraz umieszczenia krótkiej informacji o zabawie na swoim blogu. Zabawa trwa do 14 listopada do północy. 15 listopada komisja wyłoni zwycięzcę. Mam nadzieje, że znajda się chętni do zabawy. Zapraszam.....
A dla tych, którzy wolą "pewniaka" odsyłam do etykiety "candy i inne zabawy", mam jeszcze cztery nagrody w zabawie "podaj dalej", trzeba tylko odszukać odpowiednie posty:-). Ja na swoje pewniaki jeszcze czekam.....

A gdyby powyższe nie wystarczyło to u Ani można wygrać puchę ciastek.

finis coronat opus


Jest taka tendencja, że jeżeli któraś z nas coś nowego wypróbuje to przelewa się to falą po innych blogach. Tak było z mydełkami, bułeczkami (i u mnie się pieką ale robi to moja mama, która też podczytuje nasze-wasze posty). Tak jest i z wiankami, i ja wymodziłam swój. Mam nadzieję, że pomimo iż zbliża się 01 listopada to nadaje się on do domu a nie na cmentarz ;-))). Nie mogę się jednak pochwalić własnoręcznym zbieraniem składników, wszystkie elementy nabyłam w drodze transakcji kupna-sprzedaży nawiedzając WGRO w Poznaniu, tam można dostać oczopląsu od wyboru różnych dodatków). Myślę, że nie odbiera mu to jednak uroku ;-))

niedziela, 25 października 2009

Błękitu ciąg dalszy


Do pokazywanych wcześniej lampionów dorobiłam taka deseczkę. Pokryłam ją werniksem szklącym. Przy okazji stwierdziłam, że wbrew napisowi na słoiku po wyschnięciu JEST do usunięcia, wszystko zależy od tego na jakiej powierzchni go położymy. Z deseczki schodził dużym płatem, ściąga się jak gumę...

sobota, 24 października 2009


Dotarła do mnie paczuszka od Any-es. Czekałam na nią z niecierpliwością ponieważ wiedziałam, że będą w niej cudne, frywolne gwiazdki i aniołek. Nie spodziewałam się jednak, że Anya dołoży mi dodatkowo jeszcze jedną śliczną gwiazdeczkę, popatrzcie sami na te śliczności. Nawet karteczka przewiązana jest frywolitkowym kwiatkiem. Anyu, serdecznie dziękuję :-)). Ja ćwiczę i ćwiczę, i ćwiczę. Efekty- szkoda słów....

piątek, 23 października 2009

Nie lubię poniedziałków...

Dzisiaj więc odliczałam godziny dzielące mnie od upragnionego weekendu. Bo weekend to czas kiedy mogę zapominam o procedurach, instrukcjach, nasiadówkach itd, itp, blee... Lubię to co robię, robię to dobrze ale w ostatnim czasie coraz większa ilość zadań przekłada się na gorszą jakość. A to się kłóci z moim charakterem. Dlatego też dziś ze szczęściem na twarzy opuściłam wieżowiec i zaczęłam żyć swoim drugim życiem. Pasażerowie w autobusie dziwnie patrzyli na mnie kiedy w autobusie machałam czółenkiem do frywolitek :-)) A w domu czekała na mnie niespodzianka, kolejny powód do świętowania początku weekendu: wygrałam w candy u Ani Koniecznej i dostanę notesik!!! Prace Ani są bardzo charakterystyczne i baaaaardzo ładne. Ssssssstrasznie się cieszę.
Muszę się też pochwalić specjalnym wyróżnieniem, którym obdarowała mnie Savannah. I ta dedykacja "za pomoc i dobre słowo". Zrobiło mi się ciepło na sercu. Dziękuję :-)))

czwartek, 22 października 2009

Przepis na mydełko

Kasia poprosiła o przepis na mydełko. Proszę bardzo:
- 1 kostkę mydła "Biały jeleń" ścieramy na tarce, dodajemy garstkę płatków owsianych i szczyptę suszu lawendowego, mieszamy
- wsypujemy do miski, którą wstawiamy do garnka z wodą (tak do połowy wysokości po wstawieniu miski)
-stawiamy na mały ogień, kiedy woda będzie gorąca spowoduje zmiękczenie mydlanych wiórków, należy raz na jakiś czas przemieszać masę, podlewając wodą i dolewając olejek zapachowy (taki do kominków zapachowych). Nie może być jej za dużo bo wyjdzie breja ani za mało bo masa się nie zwiąże.
-Kiedy masa dostatecznie zmięknie żeby połączyć się w całość wyciągamy ja na folię spożywczą, formujemy pieczołowicie w oczekiwany kształt i zawiniętą w folie wstawiamy do lodówki.
-po około pół godzinie wyciągamy, kroimy na porcje, robimy dziurki do wstążeczek i ponownie kładziemy do lodówki żeby masa stwardniała
I to wszystko :-))

Przepis zapożyczyłam, żeby nie było, że ze mnie taka zdolniacha. Wprowadziłam tylko trochę modyfikacji jak opisałam wczoraj...

środa, 21 października 2009

mydełko poczyniłam


Korzystając z przepisu podanego na jednym z blogów poczyniłam własnoręcznie mydełka. Musiałam wprowadzić drobne modyfikacje: ze względu na brak stosownych naczyń w wystarczającej ilości zrezygnowałam z sitka, na które należy postawić miskę (garnek). Dodatkowo w przepisie była mowa o odrobinie wody do podlania masy mydlanej, jednak odrobina nie wystarcza. Za dużo wody spowoduje, że masa nie zgęstnieje, za mało zaś, że nie połączy się dostatecznie. Po prostu trzeba wyczuć "na oko". Dodałam susz lawendowy i płatki owsiane (bo nie doczytałam, że mają być otręby ale też zadziałało ;-)) a olejek żurawinowy bo taki był w domu. Wyszło co na zdjęciach, pachnie i mydli się świetnie może więc królować u mnie będą mydła własnej roboty? Kupiłam już nowe zapachy: polecany miód i lawendę...
I candy: u Alewe i Leny

niedziela, 18 października 2009

Frywolitka


Pamiętacie kocie frywolitki sprzed kilku tygodni? Z przykrością stwierdzam, że Haneczka osiągnęła dużo lepsze efekty w tej dziedzinie niż ja. Po trzech godzinach dziergania udało mi się wydłubać to co na zdjęciu. Specjalnie podkreśliłam skalę żeby było widać, że to nie serweta bo czas mógłby to sugerować. Połowę zajęć poświęciłam na zrozumienie co to znaczy, że nitka ma przeskoczyć. Dzisiaj już mi się odwraca, co drugi raz, a ten drugi wymaga sprucia więc moja dzisiejsza robótka przypomina poczochraną nić wełnianą, taką gotowa do filcowania;-)) Ale co tam, ja jestem kobieta pracująca, żadnej nitki się nie boję ;-))
Dzisiejszy dzień był bardzo pracowity bo jednak sobota poza domem to dzień, którego nie było. Wykończyłam kolejną porcję podkładek, no prawie. Przy okazji ważne: żywica szkląca, samopoziomująca (może to ważne? w każdym razie moja tak się zwie ale się nie "samopoziomuje") wymaga porządnego przeschnięcia pomiędzy warstwami jeżeli decydujemy się na więcej niż jedną. Ja się zdecydowałam bo pierwszą położyłam za cienko i efekt mnie nie zadowolił. Tak więc teraz muszę położyć trzecią :-( bo druga, położona jak tylko pierwsza podeschła, dała nieoczekiwany efekt. Powierzchnia wygląda jak zaparowana, nie wiem czy to musi pooddychać? W każdym razie efekt jest trwały, żywica zgodnie z opisem "po wyschnięciu nie do usunięcia". Poczyniłam też trochę szkła ale to przy okazji, wymaga wykończenia. No może z wyjątkiem mojego świecznika bo prawda to wszak znana: "szewc bez butów chodzi" więc u mnie w sypiali świecznik z czystego ikeowskiego szkła był. Polepiłam go więc przez weekend, polakierowałam i mam, tylko fotek niet bo wieczór. Tez przy okazji.
Wiem już dla kogo będę robić wymieniankowe "co nieco". Weszłam na podany blog, popatrzyłam, oniemiałam i trema mnie ogarnęła.....
I na koniec jeszcze ważna rzecz, dostałam kolejne wyróżnienie tym razem od ach1974

za które ogromnie dziękuję i które wklejam bo chcę je przekazać dalej. Wraz z wyróżnieniem zostały podane zasady, które złamię bo wydaje mi się, że nie chodzi o tworzenie łańcuszków tylko o uhonorowanie tych osób, które cenimy. Wyróżniałam już dziewczyny do których zaglądam codziennie, dziewczyny, które są ze mną od pierwszego dnia, dziewczyny, które podglądam, podziwiam itd. Każdego dnia poznaję jakiś nowy blog i właściwie to lista tych, które chciałabym uhonorować ciągnie się w nieskończoność. I nie wiem jak to się stało, że nie uhonorowałam dziewczyn, dzięki którym tu jestem, które pokazały mi tajniki decu i zaraziły tą Pasją. Tak więc przepraszam, że dopiero teraz ale pełna szacunku i wdzięczności powyższe wyróżnienie przekazuję w ręce Doroty i Kasi. Dziewczyny dziękuję, bez Was nie byłoby mnie tutaj :-))

sobota, 17 października 2009

Jesienna wymianka




W końcu zmobilizowałam się żeby obrobić zdjęcia ATC-iaków na jesienna wymiankę u Anek73
Zła jestem bo okazało się, że dwa z trzech zdjęć są beznadziejne a kartki poszły już w świat tzn. do adresata.
Moja kreatywność odmówiła tym razem całkowicie współpracy. Tematy były trzy:
- czar jesieni
- deszczowa piosenka
- witaj szkoło
Zaczęłam od jesieni, dzięki temu są to jedyne kartki, które zyskały moja aprobatę. Kolejna była deszczowa piosenka, dla której miałam jakąś koncepcję. Do czasu kiedy stwierdziłam, że kartki są zbyt skromne i postanowiłam do nich dorobić deszcz. Brokatem. Złotym. Bez przemyślenia, co sprowadziło się do pomaziania kartki klejem w kilku miejscach i posypania na to brokatu. Efekt przerósł moje wyobrażenia :-(( W ruch poszedł papier ścierny co z kolei uszkodziło powierzchnię kartki. Więc znowu klej, na to lakier i do nostalgicznej koncepcji mamy złoty deszcz. Widział ktoś złoty deszcz? Chyba tylko król Midas:-( Ale nie było już czasu na zrobienie nowych kartek. Należy więc przyjąć , że "tak miało być".
No i trzecia seria "witaj szkoło". Od samego początku nie miałam na nią pomysłu. Tu moja kreatywność powiedziała zdecydowanie "pas". Kiedy wreszcie powstał pomysł kartek wyrwanych z zeszytu chciałam ubarwić je kleksami ale okazuje się, że współczesne stalówki są zbyt zwarte a atrament za gęsty i nie udało mi się zrobić ANI JEDNEGO przyzwoitego kleksa. Poddałam się.......
A propos kreatywności, w mojej pracy za kreatywną uważa się osobę, która podsuwa rozwiązanie w ciągu trzech sekund, wynik powyżej to przeciętność :-( Czy wspomniałam kiedyś, że pracuję w bankowości? .....

środa, 14 października 2009

Jesienna szaruga



"Szaro, buro i pstrokato" (a może "łaciato"?, "kudłato"? kto z Was pamięta z bajki o Pankracym i Filemonie?)...
Za oknem wichura, deszcz, na południu podobno zamiecie. Leżę więc w ciepłym łóżeczku z gorącą herbatą i wspominam ostatnie ciepłe dni. W sobotę szalałam w "ogródku" z aparatem. "Ogródek" to brzmi dumnie. Mój, to podwórze gospodarcze po dawnym warsztacie lakierniczym, na którym dziczeje trawa z pewnością pieczołowicie niestrzyżona. Pod płotem zagon z kilkoma rachitycznymi świerkami i garścią podsuszonych, jednorocznych badyli. A wśród tych badyli, bez ładu i składu, kępy ziół: melisa, mięta, tymianek. Rozrosły się bez planu. U nas zresztą wszystko rośnie bez planu lub uzgodnienia. Wyrosła też sobie dynia, miała być makaronowa (bo tylko taka miała szansę na egzystencję w kuchni) a zamiast niej pojawiło się zwykle hallowenowe dyńsko ;-)



Dobrze, że zrobiłam jej fotkę w sobotę bo w poniedziałek przez ogródek, zagon czy kto jak tam chce, przeleciał tajfun i wymiotło dyniowego straszaka, lawendę i hortensję z doniczek oraz wrzosy z grilla (to taki mój patent na recykling ;-).


Ostał mi się jeno sznur (koronkowy wprawdzie) na wiechciu wikliny. W ten sposób przykryłam szpetna rurę od gazu ciągnącą się po ścianie.




Dzwoneczek jest ostatnim z pięciu przywiezionych z polskich Tater ;-). Kiedyś, czyli z naszej podroży poślubnej odbytej w rok po ślubie bo mój mąż pół roku przed ślubem wciągnięty został do ochotniczej służby wojskowej w wieku lat 24, gdzie pełnił honorową funkcję "dziadka". Kto chłopa w wojsku miał ten wie co to oznacza. A, że odsłużył na własne życzenie bo zawalił studia to już inszość inna. W każdym razie podroż poślubna po roku była, stąd dzwoneczki. A wiklina z Nowego Tomyśla, tegoroczna, z Jarmarku przywieziona. Koronka też stamtąd. Na końcu deptaka jest pasmanteria gdzie można dostać koronki we wszystkich kolorach. Przepiękne, pastelowe, oczy biegały mi tylko we wszystkie strony i nie wiedziałam, które brać. A wzięłam i tak za dużo :-)) Uczta dla oczu koszmar dla kieszeni....

A tajfun to moja Teściowa ;-))

wtorek, 13 października 2009

Studium w granacie ;-))



W zeszłym tygodniu pisałam o niebieskim kielichu, który obiecałam pokazać. W zasadzie nie wiem czy to niebieski czy granat. Miał się odbijać od błękitnej ściany. Efekt udało się osiągnąć niewielkim wysiłkiem. Do tego okleiłam drugi, w niecodziennym kształcie. Bałam się, że tak długa nóżka pokryta srebrną folią przytłoczy sam kielich ale na szczęście nic takiego się nie stało. Za to na samym kielichu położyłam skromniejszy motyw z tej samej serwetki.


Serwetkę kupiłam w jakimś sklepie internetowym, niestety nie pamiętam którym :-( Zaczęłam ostatnio archiwizować swoje wszystkie aktywacje bo zapominam adresy, nazwy.... Latka lecą, lecytyna staje się dla mnie środkiem pierwszej potrzeby ;-)) Dobrze do domu trafiam bez pytania o drogę, ale to chyba siłą przyzwyczajenia... A może to znak żeby nie robić klonów? Lampiony mam na myśli.. Tylko, że zleceniodawca zażyczył sobie jeszcze deseczkę do kompletu. Ok, na deseczkę jeszcze mi starczy ale jak będzie chciał coś jeszcze, talerz na przykład albo podkładki pod szklankę? Ratunku, "ktokolwiek widział, ktokolwiek wie" ....;-)

niedziela, 11 października 2009

Śmietnikowa rapsodia

Miało być o czymś innym ale ponieważ boki pozrywałam ze śmiechu czytając komentarze muszę się z Wami tym podzielić. Nie zawsze wracamy do komentarzy pod przeczytanymi postami dlatego pozwolę sobie zacytować te, które znalazłam pod moim ostatnim. Dziewczyny jesteście WSPANIAŁE. Jak się okazuje odwiedzanie osiedlowych śmietników jest nieodłącznie związane z naszym hobby. Od dzisiaj nie będę obok nich przemykać ukradkiem, czujnym po prostu trzeba być. Cytuję więc:
Ewa- Ale czad! Tez bym tak zrobiła!! Piękne znalezisko!! gratuluje i lekko zazdroszczę:):):)
Ania- Ojejejejej! Ludziska są doprawdy zadziwiający!! Zazdroszczę też, ja to bym to nawet na plecach do domu przytaszczyła :)
Ivonn- Wcale się nie dziwię Tobie!Sama zrobiłabym dokładnie to samo ;)Znalezisko cudne!
Olinka- A wiesz, że ja za każdym razem zaglądam do kontenera na wielkie gabaryty, który staje u mnie na osiedlu raz w miesiącu :-) Tylko w moim getcie jednak tylko śmieci ludzie wyrzucają :-(
MariaPar- Też bym zgarnęła !! Super zdobycz.
Chmuraa- wcale, a wcale się nie dziwię :-) Ja kiedyś piskiem hamulców obudziłam pół bloku, bo ujrzałam przy śmietniku bardzo stare radio. które koniecznie trzeba było zabrać hi,hi
Ita- Super znalezisko ,sama chętnie przygarnęłabym taką konsolkę.
i na końcu Markosia, która przyprawiła mnie o bezdech ze śmiechu- Jak mieszkałam jeszcze W Warszawie to na Woli w starej dzielnicy często byłam gościem w osiedlowym śmietniku, szczególnie rano bo trzeba zdążyć przed osiedlowymi "kloszardami". Pamiętam jak stoczyłam wręcz walkę o komplet starego Włocławka - 10 szt.pojemników na przyprawy. Dawno już przestałam się wstydzić, a nawet wciągnęłam męża, raz przytaszczył mi ze śmietnika piękny, kremowy dzban sygnowany, z 1938 r. więc Warto.

Łączy nas PASJA ;-))))

Acha i dostałam kolejne wyróżnienie od Izary (która na dodatek organizuje Candy).
Trochę ich nazbierałam i chciałabym się nimi podzielić, jest tyle cudownych dziewczyn i pięknych blogów. Chciałabym uhonorować wszystkich, którzy odwiedzają mojego bloga, jestem zaskoczona tym ile osób do mnie zagląda, czujcie się wyróżnieni. A dodatkowo Kreatywne koty




wędrują do Jasmin za jej niesamowity blog: grafikę, tematykę, zainteresowania
do Magody za odkrywanie przed nami prawdy o Bieszczadach i niesamowity hart ducha
i do Ity za to, że potrafi zrobić COŚ z niczego

sobota, 10 października 2009

Wstyd sie przyznać


Wracałam dziś skrótem do domu. Przez osiedle, mamy w mieście duże dwa. Jadę więc przez jedno samochodem i nagle moje oko zarejestrowało dwie kształtne, charakterystyczne nóżki. Trochę przyhamowałam nie wierząc własnym oczom i nieśmiało zmieniłam tor jazdy. Podjechałam pod osiedlowy ......śmietnik a tam stało cudo ze zdjęcia. Rozejrzałam się szybko dookoła żeby dziecię nie miało w szkole obciachu i szybciutko wpakowałam do samochodu. Jeszcze się zastanawiam gdzie stanie ale wciąż pozostaję w zachwycie nad dzisiejszym znaleziskiem :-)

Kolejne wyróżnienie



Nie mogę o tym nie napisać. Otworzyłam dziś pocztę i znalazłam zaproszenie po odbiór wyróżnienia od Ani Jednoskrzydłej. Czuję się zaszczycona ponieważ Ania jest moim mistrzem, jej prace podziwiam od dawna. Dziękuję Ci Aniu :-)

piątek, 9 października 2009

Ostatnie dwa dni w pracy przyniosły mi taki poziom stresu, że odprężyłam się dziś w... fotelu dentystycznym. Pani doktor robiła swoje a ja miałam relaks. To chyba chore? Zazdroszczę Ani Jednoskrzydłej jej decyzji o samodzielności życzę jej wszystkiego "naj" i podziwiam. Moje marzenie: niezależność.

Blisko, coraz bliżej.....

Jeszcze nie u mnie tylko u Ani candy. A ja przez weekend pracuję nad moimi słodkościami. Już czas, wiem już co to będzie....

środa, 7 października 2009

Dlaczego mnie nie ma?

Odkąd ciemny wieczór wita mnie w drzwiach domu trudniej mi z fotkami. Zmrok mnie też żegna kiedy wychodzę do pracy :-( Siłą rzeczy fotki powstawiam w sobotę. A na jedną czekam z niecierpliwością bo zrobiłam lampion w granacie. Szczerze mówiąc z żadnego dotąd nie byłam jeszcze tak zadowolona. Sama chyba sobie taki zrobię choć do niczego mi nie pasuje. Pomyślę, ale uwiecznić muszę. Muszę też obfocić ATC-aki, które zrobiłam na wymiankę u Anek73. Najtrudniej było znaleźć pomysł na karty "Witaj szkoło" i zadowolona nie jestem nadal. Może jeszcze coś w nich zmienię do soboty. A dziś wieczorem udaję się do Wrocka, do domu wracam dopiero jutro. Muszę tylko wziąć coś na uspokojenie ponieważ szef (kierowca) odkrywa przede mną tajemnice podróży z prędkością światła. Osobiście wolę wolniej, dużo, dużo wolniej ale bezpieczniej.

poniedziałek, 5 października 2009

Uważni czytelnicy zauważą, że wzbogaciła się lista moich wyróżnień. Wróciło do mnie od Ani, dostałam też nowe od Rachel i kolejne od Olinki. Dziękuję Wam dziewczyny bardzo, bardzo gorąco dodajecie mi skrzydeł :-)))

sobota, 3 października 2009


Nareszcie weekend, rano więc przy dziennym świetle napstrykałam kilka zdjęć z myślą, że je dzisiaj wstawię i spotkało mnie duże rozczarowanie.....Zalogowałam się na Fotosika a tam przywitał mnie czerwony komunikat o zmianie zasad korzystania z serwisu. Na dotychczasowych zasadach można na swoim profilu przechowywać do 100 zdjęć :-(. I klops... Oczywiście można to obejść zakładając drugie a potem kolejne konto ale nie o to chodzi żeby klonować się w sieci. Pewnie zapłacę abonament, który został wyznaczony bo żal mi miejsca, w którym mam swoje 'portfolio'. Zwłaszcza, że większość zdjęć nie ma żadnej kopii. Dziś wgrałam zdjęcia na Google.
Obiecałam pokazać czego się nauczyłam. Czyli moja finalna praca z uncjałą. Byłam dumna z tego tekstu, im dłużej się jednak przyglądam tym bardziej widzę, że zachowałam jednak cechy charakterystyczne dla mojego pisma. Tajemnica grafologii?....
Uncjała nie rozróżnia małych i dużych liter, nie ma też oczywiście polskich liter stąd "ł" razi. Dziś kupiłam sobie stalówki bo jedna lekcja nie oznacza, że nauczyłam się pięknie pisać. Muszę ćwiczyć. Widziałam wprawki babeczki, która prowadziła z nami zajęcia, marzenie...z takim doświadczeniem i też wciąż ćwiczy. A kurs zrobiłam dlatego bo czasami chcę coś napisać na "tforkach' lub kartkach a moje kulfony psują efekt.
I jeszcze kolejny lampion. Został zamówiony "w pomarańczu", hm... to jest pomarańcz...:-)

Podzielę się refleksją w związku z powyższym. Wcześniej folię na nóżce zawsze rozprowadzałam/wygładzałam pędzlem, dość twardym żeby odpowiednio wyrównać powierzchnię jednak niosło to za sobą ryzyko uszkodzenia powierzchni. Kto próbował ten wie, że próby uzupełnienia niepokrytych miejsc dają nieciekawy efekt. Nie da się idealnie pokryć klejem dziur, klej zawsze chociaż delikatnie wchodzi na pokrytą wcześniej folią powierzchnię. Co powoduje, że powierzchnia się klei i można uszkodzić to co już było pieczołowicie pokryte. Można też nakleić "łatę" nie tylko na dziurę ale i na folię ale to powoduje brzydkie zgrubienia. No i teraz sedno: można zamiast pędzla użyć palca, z odpowiednim wyczuciem przykleimy folię dokładnie i bez uszkodzeń.

czwartek, 1 października 2009

Się uczyłam.....

Dziś krótko, szybko. W tym tygodniu nie mam czasu na nic. Wracam wieczorem i nic mi się już nie chce. Ukręciłam tylko kilka par kolczyków ale fotek nie robię bo po ciemku nie umiem. Może coś pstryknę w weekend. Dziś w domu wylądowałam po 22 bo uczyłam się pisać. Uncjałą. Nawet mi się to spodobało. Muszę trochę poćwiczyć i będę mogła w końcu na moich"tforkach" coś czasem napisać i nie będę się może wstydzić :-))
Zdjęcie z moimi nowymi umiejętnościami też w sobotę wstawię. A za dwa tygodnie będę się uczyć frywolitek. Doczekać się nie mogę :-))
Patrzę też z zaskoczeniem na licznik, za chwilę stuknie 2000 wejść posty zbliżają się do setki, zaczynam myśleć o candy :-)