niedziela, 30 stycznia 2011

Każda okazja jest dobra...








Każda okazja jest dobra żeby zafundować sobie nowy ciuch :) A nowy ciuch wymaga odpowiednich dodatków więc jest okazja żeby uzupełnić biżuterię. Trzeba trafić więc na odpowiedni popyt, rynek odbiorców, właściwie dostosować towar (asortyment, w tym zapewnić odpowiednią jakość) i oczywiście cenę. Znajome prawdy? O prawach popytu i podaży uczono mnie na studiach. Tyle co wyżej z tego zapamiętałam ale sprawdzają się idealnie w życiu.
Stanowczo biżuteria jest tym z czym najłatwiej się sprzedającemu rozstać. A jeżeli dodatkowo jest oryginalna to może "wywołać poruszenie w pokoju nauczycielskim" jak powiadomiło mnie dziecię. Jest świetny jeżeli chodzi o bezpośrednią dystrybucję.... Na fotkach moje weekendowe zajmowanie rąk. Muszę jeszcze zgłębić tajemnice t-shirt'owych naszyjników i zrodził mi się dziś pomysł na kolczyki dziergane na szydełku. Jeżeli uda mi się mglistą wizję przełożyć na produkt to nieomieszkam się pochwalić :)

piątek, 7 stycznia 2011

Znacie to?




Są różne, różnych firm i z różną zawartością. I żadne z nich nie darzą mnie sympatią. Ostrzegam, będzie dłuuuugi post.
Katowice, powrót z dziecięciem z Tyskiego Festiwalu im.Ryśka Riedla. Powrót specyficzny bo byliśmy praktycznie bez grosza. I nie dlatego, że mamuśka roztrwoniła na piwo, dragi czy płyty...Jechaliśmy na Festiwal transportem zorganizowanym czyli samochodem mojego brata. Nocleg pod namiotem, tłumy ludzi więc z wrodzonej ostrożności zabrałam jakieś 150 zł żywej gotówki (właśnie na to piwo i grilla ;), dowód osobisty (meldunek) zostawiając w domu wszystkie karty dające dodatkowy dostęp do gotówki. Kilkadziesiąt kilometrów przed Katowicami samochód padł. Samochód służbowy więc konieczny był salon, warsztat serwisowy. Odholowano nas więc do Opola, oddalając od Katowic o kolejne kilometry i okazało się, że niestety samochód pozostanie u mechanika (tak na marginesie jego naprawa trwała przeszło dwa miesiące bo sprowadzano z Francji części!). Plany mieliśmy sprecyzowane, bilety wstępu wykupione wcześniej, powrót do domu nie był nam na rękę postanowiliśmy kontynuować podróż pociągiem. W Opolu obok biletów docelowych kupiłam też od razu bilety powrotne dla siebie i dziecięcia i zostało mi w portfelu 10 zł. Dwa dni można przeżyć, ale nie jak się okazało na terenie Festiwalu (hot-dog 6 zł, piwo 8 zł itd). Dodam, że nie braliśmy ze sobą prowiantu bo mając samochód można było podjechać do marketu i zrobić jakieś zakupy, teraz jak się okazało ten tok myślenia obrócił się przeciwko nam. Starczyło na bochenek chleba w sklepie i jedną kiełbasę z grilla. Na wodę do picia pożyczyłam parę groszy od brata i z majątkiem w kwocie 5 zł dotrwaliśmy do końca. W drodze powrotnej przesiadka w Katowicach i tu przechodzę do sedna. W holu stał automat z kawą. Spragniona napoju bez którego nie potrafię funkcjonować wrzuciłam bezcenna 5 złotówkę do maszyny i ...figa. Ani kawy, ani kasy, ani słowa wyjaśnienia. Nie kopię automatów więc po bezskutecznym naciśnięciu kilku przycisków zadzwoniłam pod umieszczony na automacie numer. Pan, który odebrał wysłuchał mnie ze zrozumieniem i zaproponował (poniedziałek był) odbiór zatrzymanej piątki w środę w informacji. Wyjaśniłam Panu, że w środę to ja będę kilkaset kilometrów od Katowic i w najbliższym czasie nie planuję powrotu. A nie podaruję bo to cała moja kasa. Pan pomyślał, pomyślał i obiecał, że podeśle serwisanta, sensownie upewniając się o której mam pociąg. Serwisant zdążył, swoje 5 zł odzyskałam ale od tej pory znamy z dziecięciem wartość nawet 1 grosza.
Ale to nie koniec. kto nie ma już siły sygnalizuję, że będzie i część trzecia:)
Pierwszy dzień Festiwalu Sztuki, o którym pisałam w grudniu. My bez doświadczenia a więc i bez prowiantu, kawa w kawiarence złotych 5 a tu jeszcze nic nie zarobiliśmy. W automacie 2,50 więc naturalne, że automat miał stać się podstawowym źródeł napoju. Wrzuciłam odliczoną gotówkę a maszyna ...figa, komunikat "dostępny tylko snack" czy coś w tym guście. Nie potrzebuję snacka (batonik), na diecie jestem więc duszę te przyciski, szukam a ona jak zepsuta płyta "dostępny tylko snack". Ne chcę snacka, nie dajesz kawy to oddaj pieniądze pójdę do kawiarenki. Figa, nie ma takiej funkcji. Dzwonię więc pod numer umieszczony na maszynie a sympatyczny pan mówi mi to co już i tak wiem: nie ma kawy (skończyła się woda) dostępny tylko snack, automat nie zwraca pieniędzy. Granda! Stanęło na tym, że wezmę jakiś batonik a pan przyjedzie za godzinę do mnie z kawą i się wymienimy. Przyjechał, przywiózł pyszną kawę i w ramach rekompensaty zostawił mi też tego snacka :) Pewnie niektórzy zapytają czemu nie machnąć ręką, to tylko parę złotych, ale z drugiej strony nikt nam przecież pieniędzy nie daje w prezencie, zapracowaliśmy na nie czasami ciężko więc dlaczego podarować bez powodu. To wolę je wrzucić do jakiejś puszki z aukcją charytatywną albo do kapelusza ulicznego grajka. Wtedy to ja decyduję co robię z pieniędzmi a nie maszyna.
Ale dość refleksji. Jeszcze jeden dowód na to, że te maszyny mnie nie lubią. Nie, dwa, bo właśnie przypomniałam sobie jak wrzuciłam gotówkę do automatu z kawą i automat uczciwi mi ją wydał, tyle, że bez kubeczka. Nie zdążyłam wcisnąć dzioba pod kranik ;)
I przykład z ostatnich dni. Pracuję w wieżowcu, w którym piętro wyżej wstawiono automat, tym razem z zimnymi napojami. Dieta pozwala mi na colę ale light, po którą udałam się któregoś dnia wewnętrzną klatką schodową. Bez telefonu (co istotne). Wchodzę, przykładam kartę do czytnika, pik, kolor bez zmian, drzwi zawarte i ani drgną. Na moją kartę mam dostęp do wszystkich pięter więc najpierw ogarnęło mnie zdziwienie a potem bezsensowny strach: jeżeli to wina mojej karty to zostanę na tej klatce i nikt nie będzie o tym wiedział do 16! Panika, bez sensu, bo przecież na parterze można bez karty przejść do recepcji czy w najgorszym wypadku wyjść przez parking. Na razie schodzę piętro niżej, przykładam kartę, pik, drzwi się otworzyły, uff. Widocznie coś nie tak było z tym czytnikiem. Nie wyciągając więc żadnych wniosków, znów bez telefonu, udałam się po colę klatką zewnętrzną. Pik, drzwi znów pokazują mi figę. Adrenalina mi się podniosła, wróciłam do siebie, drzwi zadziałały, wjechałam piętro wyżej windą. A tam znów ta sama historia: drzwi od strony automatu- nic a od drugiej strony uprzejma dziewczyna wyjaśniła, że na ich piętro od teraz mogą tylko ci co na nim pracują. Ale po colę pozwoliła przejść. Obchodzą więc piętro dookoła, podchodzę do automatu a tam w miejscu coli light czarna dziura, jedyny napój jakiego zabrakło! Maszyna po raz kolejny udowodniła mi, że należy brać na poważnie takie filmy jak Matrix czy Terminator ;)

sobota, 1 stycznia 2011

Wylenić się w Nowy Rok











Mój sposób na Noworoczne lenistwo: Opanowałam skomplikowaną sztukę dziergania szydełkowych kwiatków. Włóczkę nabyłam tylko w dwóch kolorach bo nie byłam pewna efektu. Zielonej już nie stało bo małżonek robi sobie szal. Kolor ładny więc się nie dziwię ;) Mogę pomodzić jeszcze z kremowej. I pewnie będę bo mam już pomysł na broszki.
Kolczyki wymodziłam z kwarcu wiśniowego, nocy Kairu i ametystów. A trzecia para z filcowanej kulki z domieszką kwarcu i pereł hodowlanych.
No i dorobiłam się w końcu bombek, wprawdzie płaskich ale są. Trochę w czasie się przesunęły ale na przyszłą Gwiazdkę jak znalazł. Bombki są trzy, ta z dziewczynką z profilu z obu stron jest taka sama. Co jeszcze zmodziłam (a pracowity by ten przełom roku) polecam na Manufakturze. Zapraszam :)
Aha, zafundowałam sobie prezenter na biżuterię. Na razie tylko zagruntowany ale powstała nagła potrzeba wykorzystania więc proszę o wyrozumiałość :)