niedziela, 26 września 2010

Zmaltretowałam :-)








....paczkę wełny, mydełko, dwie torby foliowe, spryskiwacz, apaszkę, która jak się okazało nie mogła być jedwabna i mam w końcu swoje własnoręcznie zrobione mitenki. W ślicznych, nie moich kolorach ale będę je nosić bo tyle się narzucałam, naubijałam żeby przestały spadać i w końcu trzymały się na ręce. Dwóch gwoli ścisłości. Mój ulubiony kolor to rudy, w tym mam szal i ponczo więc mitenki miały szansę pogryźć się na dzień dobry. Ponieważ nie wiem kto wyszedłby z tej konfrontacji zwycięsko zapobiegawczo wymęczyłam jeszcze dziś szal na jedwabiu. Pieczołowicie układany wzór oczywiście się nie zachował, kwiaty podwiędły ale na szyi widać nie będzie :-) Tyle, że jeszcze mokry więc zdjęc na razie niet. No i jeszcze wyturlałam sobie roladki, czarno czerwone.
Jesień do mnie już też zawitała ale jakże piękna....

Dziecię się burzy, że przecież też 212 razy rzucił. No rzucił, muszę mu oddać sprawiedliwość ;-))

piątek, 24 września 2010

Kolczykowo






Trochę się zakopałam. Z jednej strony w pracy ogromne spiętrzenie przed wdrożeniem ogromnego projektu, dodatkowo kilka ważnych umów, które trzeba przygotować (czasem stworzyć od podstaw: pomysł, kształt, interpunkcja :-) i wdrożyć, całotygodniowy wyjazd od najbliższego poniedziałku, dwa dni we Wrocku w tym tygodniu, jednym słowem kociokwik. Z drugiej strony zobowiązania- zamówienia, te cieszą najbardziej,bo moje tforki się podobają. Z trzeciej pomysł na grudniowy Festiwal gdzie wraz z koleżanką chcę się pokazać. W drodze do/z pracy dziergam frywolne śnieżynki, szydełkuję czarne, zamówione koraliki a płaskie powierzchnie mebli zastawione są pracami w rożnym stadium zaawansowania. Skończył mi się lakier!!! Skończył mi się klej!!! Wypaprałam zapasy bejcy w brązowych odcieniach!!! Dosięgam dna. Zapasów. Zostaną mi jedynie serwetki. Tych nie zużyję przez najbliższą epokę. Zostawię w spadku wnukom i ich wnukom, bo nie znam umiaru!!! A jutro znów będę w Kreatywnie. Ratunku!!! Znów kupię serwetki!!!
Chyba zaczynam bredzić, wracam podnosić stadia zaawansowania moich tforków ;-)

.....Pociągnęłąm farbą 33 elementy biżuteryjne (!powinna by ilość parzysta, przecież to kolczyki!) i dopisuję. Dwa tygodnie temu na Jarmarku w Trzemesznie byłam, w starym gronie: Mysza, Ania i Aga (jeżeli się linkują to dziękuję kochanemu dziecięciu!!!). Targowo było ale sympatycznie. Zdjęcia autorstwa Agi pokazują nasz kreatywny kącik.


niedziela, 19 września 2010

Lazur i krówka



Ten lazurowy odcień bejcy (na butelce prozaicznie stoi "niebieski") strasznie mi przypadł do gustu. Skomponowałam z "dzieciowym" słodkim papierem i oczywiście szablonami. Zamiast koronki, którą chciałam oddzielić drewno od papieru użyłam konturówki.
I na szybko machnięte pudełko z krową, serwetka mnie zachwyciła już dawano i w końcu udało mi się ją wykorzystać.


A na tapecie mam krowi chustecznik. Właśnie nie "z krową" a "krowi". Już się lakieruje, pokażę za trochę :-)

poniedziałek, 13 września 2010

Próba generalna


Uff, chyba się udało. W czwartek nastąpiła mała awaria sprzętu i nie miałam dostępu do moich obrobionych już wcześniej zdjęć. Dziś dziecięciu udało się odzyskać zdjęcia ze starego dysku więc próbuję na co mogę sobie pozwolić. No chyba na trochę mogę ;-) Nowe sprzęcicho malutkie, zgrabniutkie po prostu super. A na zdjęciu kolejny przykład moich fascynacji: bejca, szablon i motylek. I ten kolor!!!! Miałam problem jaki motyw do niego dobrać a te serwetki chyba na mnie czekały. Oczywiście w Kreatywnie, bo gdzieżby indziej? ;-))
Aha, kawa i komputer to dwa sprzeczne światy, stanowczo się nie znoszą w bezpośrednich kontaktach ;-)

wtorek, 7 września 2010

Krowa zwana koniem ;-)



Nadszedł czas na prezentacje indyjskiej krowy. Krowy, która powinna być koniem żeby być w zgodzie z duchem przewodnim pleneru. A zaczęło się niewinnie, do wyboru były krowy- bardziej tożsame z sielskim wystrojem wnętrz i konie. I chyba w pierwszym odruchu krowę zdobić chciał każdy. Potem ktoś rzucił niewinne zdanie o malowaniu (chyba to właśnie od tego zdania się zaczęło) konia między nogami i od tego momentu cokolwiek było robione wokół konia budziło skojarzenia i salwy śmiechu. I prawie każdy obok krowy zapragnął pomalować konia ;-). Wariacje jakie powstały godne były uwiecznienia niestety zdjęć nie posiadam, sierota :-( Ponieważ koń nie pasował do mojej koncepcji w moim wykonaniu krowa, sądząc po umaszczeniu- indyjska, też nie pasuje do mojej koncepcji :-)

sobota, 4 września 2010

Plener i hiszpańskie damy


Miało być o koniach ale będzie wątek hiszpański. Efekt warsztatów z hiszpańskiego malowania dekoracyjnego. Ponieważ ta praca poprzedzała wieszak to słuchałam porządnie i nawet udało mi się (tak myślę) uzyskać oczekiwany efekt.
Jak widać w pracy zawarłam szablony, w których się zakochałam, co zdążyłam już wcześniej ogłosić wszem i wobec. Co ciekawe wiele szablonów nie wygląda zachęcająco jako materiał pomocniczy a ich urok objawia się dopiero na gotowej pracy. Zachorowałam jeszcze na kilka wzorów, które będę nabywać w kolejnych miesiącach. Są niepozorne ale dają niesamowite efekty. Moje zauroczenie chyba widać w każdym zdaniu :-).
Mam wrażenie, że ten plener obok wspaniałej atmosfery i zabawy spowodował krok w moim rozwoju. Widzę to w moich pracach, które na różnych etapach wykonania zastawiają wszystkie płaskie powierzchnie w salonie. Zresztą pierwszy przykład możecie już zobaczyć. Herbaciarka banalna w swej prostocie: bejca, dwa szablony i po hiszpańsku potraktowany ptaszek. No i lakier oczywiście. Więcej zdjęć można zobaczyć w mojej Manufakturze.


A dla lubiących sensację 5 odcinek intrygującej powieści mojego Dziecięcia. Paskud zaczyna już chyba po raz trzeci i zawsze kończy gdy zaczynam się wciągać. Ale teraz czuje moją presję więc mam nadzieję, że się zmobilizuje i nie tylko dowiemy się kto zginął ale tez kto miał motyw ;-)

czwartek, 2 września 2010

Plenerowa odsłona nr 2


Poprzednim postem, sądząc z komentarzy wyrządziłam wiele szkody potencjalnym filcerkom dlatego oficjalne ogłaszam, że większość z opisanych skutków była wynikiem mojej niefrasobliwości i słuchania przysłowiowym "jednym uchem". Osobiście zakochałam się w efektach filcowania, tych, które można obejrzeć na blogach w moich zakładkach- zapraszam. Piękne szale, kamizelki, torebki, też tak chcę. A ponieważ jestem cholernie upartą babą kiedyś się nauczę, na własnych błędach.
A teraz praca plenerowa. Miało być hiszpańskie malowanie ale oczywiście lewym wpadło, prawym wypadło i nie potraktowałam wieszaczka odpowiednio farbami. Stąd hiszpańskich efektów nie widać za to są szablony, a szczególnie ten z koroną na widok którego się zaśliniłam i który w poniedziałek udało mi się wyszperać u Doroty w sklepie. Ale gdybym miała robić wieszak ponownie zrobiłabym go inaczej.
Na koniec Hanka, kot włóczykij z wczesniejszej historii, w jednej ze swoich ulubionych pozycji. Dziękuję za Wasze komentarze, nie ukrywam, że baaaaaardzo je lubię.

środa, 1 września 2010

Pogromca mitów



Ten post musi wyprzedzić kolejny opis plenerowy ponieważ boję się, że zapomnę wrażeń, którymi chcę się podzielić. Wczorajszy dzień minął mi pod znakiem wełny. A to dlatego, że w poniedziałek, złamawszy swoje deklaracje, wpakowałam dziecię do wozu i pojechaliśmy do Kreatywnie po wełnę. Dziewczyny mają całkowitą rację: jest cudna w swej kolorystyce i strukturze (a może fakturze?).
W mojej ulubionej sieci sklepów "U Żywaniego" nabyłam kiedyś piękne, bawełniane, rzadko tkane zasłonki w delikatnym żółtawym kolorze. Mając już wełnę zapragnęłam zrobić z jednego kawałka szal. I się zaczęło "obalanie" mitów.
1. Jeżeli ktoś będzie wam opowiadał bajki o kilkugodzinnym rozkładaniu wełny- uwierzcie mu na słowo, zaczęłam z poranną kawą skończyłam na obiad (zachciało mi się obłożyć całą powierzchnię).
2. stół kuchenny nawet dla osoby mego mizernego wzrostu jest stanowczo za niski do komfortu pracy ale innym nie dysponuję stąd dziś chodzę zgięta jak scyzoryk
3. przy filocowaniu pracy tych gabarytów następnego dnia czuje się ramiona- oj, czuje!
4. nawet przy użyciu dobrego mydła z dłoni schodzi skóra- dzisiaj moje ręce wyglądają STRASZNIE!!!
Wszystkie mity zostały więc podtrzymane, słuchajcie uważnie waszych instruktorów i ufajcie ich doświadczeniu :-)
Nie wątpię, że gdyby Dorota z Basią widziały moje wczorajsze zmagania to ze śmiechu tarzałyby się po podłodze:
1. posiadane przeze mnie arkusze folii bombelkowej były o 20 cm. węższe od szala i oczywiście dużo krótsze więc musiałam ją sztukować, co nie ułatwiało pracy a wręcz powodowało, że zwoje materii do "wyturlania" i ugniatania były dużo większe
2. do wzmocnienia rulonu, pomna nauki z warsztatów, powinnam mieć jakąś dźwignię. Takowej w domu nie posiadałam więc użyłam kija od szczotki
3. co więcej szal w poziomie próbowałam rolować na całej szerokości!!! bo zapomniałam, że można go przecież złożyć przynajmniej na pół
4. szczęście, że dziecię miało jeszcze wakacje bo pomogło przy rolowaniu ale mam wrażenie, że kiedy zobaczył wspomniany kij to zastanawiał się nad moim stanem umysłowym.
Szal wyszedł, pięknie się skreszował ale prawie zachował swoje pierwotne rozmiary ponieważ bawełna nie była tak podatna jak jedwab. Jednak kolory wełny uległy zmianie, piękny jasno cytrynowy kolor po wysuszeniu okazał się żółtym, wrzos popadł w róże i szal całkowicie odbiega od mojej kolorystyki. Dlatego "szczęśliwą" posiadaczką została już moja druga chrześniaczka (pierwszej trafił się ten brązowy, robiony na warsztatach).
Na pocieszenie zrobiłam sobie kolejną porcję roladek i kwiatka, z którego jestem dumna bo po raz pierwszy choć trochę przypomina te z pracowni Doroty.
A poniedziałkowe roladki uzyskały już formę koralową i prezentują się jak na kolejnym zdjęciu.

A na koniec "co lubię". Zostałam zaproszona przez Sarnę i ABily więc informuję, że lubię:
1. długo spać
2. poranną kawę na świeżym powietrzu (poranek to oczywiście w moim przypadku pojęcie umowne ;-)
3. ciemne czeskie piwo zimą
4. pszeniczne piwo latem
5. blask i ciepło świec
6. dobrą książkę sensacyjną
7. Ranczo
8. język rosyjski
9. piosenkę francuską
10. Perfect i Zakopower
I już?... a ja mam jeszcze 11 do co najmniej 100! Nie zmieściłam moich robótek ręcznych ale o tym nie muszę pisać bo bywalcy bloga widzą :-)

Kto chciałby podzielić się swoim "lubię" a nie dostał zaproszenia to niniejszym może się czuć zaproszonym przez mnie. Nie wyrywam nikogo do odpowiedzi bo zasady zabawy przypominają wyróżnianie a na wielu blogach dziewczyny zastrzegają, że "dziękują ale nie". Choć ja lubiłam dostawać :-)