czwartek, 31 grudnia 2009

Kryzysowy bałwan?


Dziecię lepiło bałwana....
Ma około 30 cm (bałwan nie dziecię), zamiast kapelusza czułki z cebuli a jedyna w domu marchewka została zagospodarowana jak na zdjęciu. A śniegu ci u nas dostatek :-)))




Również na choince, to moja śnieżna frywolka..



Wszystkiego dobrego w Nowym Roku. Aby kreatywności nie zabrakło nikomu kto tu zagląda a każdy kolejny "tforek" przynosił ogrom satysfakcji. I żebyśmy spotkali się tu znów za rok. Happy New Year!!!!

środa, 30 grudnia 2009

Znalazłam w skrzynce :-)


W skrzynce na listy znalazłam życzenia. Okres około świąteczny więc pewnie to nic dziwnego ale w moim przypadku to nie jest normalne. Po pierwsze jestem strasznie niewdzięczną osobą i nie wysyłam kartek, z żadnej okazji. Mamy z Mamą układ Ona pisze ja kupuję znaczki i obie strony są zadowolone ;-))
Po drugie kartka przyszła od Funii. Zrobiło mi się tak strasznie miło, ciepło......

niedziela, 27 grudnia 2009



W tym roku po raz pierwszy choinkę ubieraliśmy samodzielnie z dziecięciem. Hasłem przewodnim było "nic z chińszczyzny" a tłumacząc na nasze wszystko miało być "hand made". I tak na naszej choince znalazły się: frywolne śnieżynki(moje i Any-es), robione przeze mnie bombki, dzwonki i zawieszki decu, szydełkowe śnieżynki z "Anielskiej Wigili" na naszym Rynku, ozdoby z masy solnej zakupione na Jarmarku w Trzemesznie, dzwoneczek ze sznurka z Jarmarku Rękodzieła i Przedmiotów Artystycznych, pierniczki z art-wymianki a z komercji jedynie piernikowe serca z Ikei. Zamiast łańcucha piórka na żyłce. I białe lampki. Efekt końcowy bardzo nam się podoba...

sobota, 26 grudnia 2009

Jolinkowe cudeńka


Nareszcie mogę pokazać śliczności, które na moją prośbę zrobiła Jolinka. Królisia dla Julii mojej siostrzenicy i anioł dla Mamy




Anioła można podziwiać z obu stron. Piękne prawda? Jak wszystko co schodzi z Jolinkowego warsztatu :-)

czwartek, 24 grudnia 2009

Wesołych Świąt!!!

Każdej osobie, która do mnie zagląda chciałabym życzyć ciepłych, rodzinnych i spokojnych Świąt. A w nadchodzącym Nowym Roku kreatywności, natchnienia i spełnienia najskrytszych marzeń. Pod moją choinką znalazłam same cudeńka: do scrapów, frywolitek, biżu, decu.... Mam nadzieję, że u Was też. Wszystkiego najlepszego!!!

niedziela, 13 grudnia 2009

final countdown

To nie tak, że ze mnie taka lingwistka ;-)) ale pół godziny przed zamknięciem kiermaszu dwie klientki sprawiły, że na naszym stole powiało pustką. Oczywiście nie było "biorę wszystko" ale czuję się usatysfakcjonowana. Największym powodzeniem cieszyły się talerze, z mojego poprzedniego najazdu na Ikeę nie zostało już nic, ale to cieszy :-))
Na pewno będę zaglądać na stronę DK Trezmeszno. Pani Małgosia zaproponowała mi prowadzenie warsztatów z frywolitek. Zobaczymy czy coś z tego wyjdzie.....

w międzyczasie...


Czekając na klientów wstawiam zdjęcie stroika, który ostatnio otrzymałam w ramach art-wymianki. Choinka jest bardzo oryginalna, pomysłowa, tylko do zdjęci musiałam ja położyć. Dziękuję serdecznie :-))

sobota, 12 grudnia 2009

Się wystawiam :-)




Dzisiaj i jutro z dziecięciem jesteśmy na kiermaszu rękodzieła w Trzemesznie. Organizatorem jest Dom Kultury, który zapewnił sympatyczną atmosferę i chłodek z kaloryfera bo akurat trwa remont pieca :-(( W pewnej chwili nawet się tego nie odczuwało ale teraz siedzę przy kaloryferze i mam wrażenie, że wiatr hula mi po plecach. Pewnie za chwilę wstanę i przejdę się po wystawcach. Policzmy: my, obok koło gospodyń wiejskich, następnie biżuteria z koralików, potem tekstylia (?)- pokrowce na komórki, woreczki, itp. następnie znów biżu tym razem drewniane, modystka, kolejne biżu, w tym również filc i "wsio".
Kiepściuchno to widzę. Wprawdzie jedna klientka zakupy zrobiła ale teraz pustki kompletne. Dziecię znudzone, ja zmarznięta.....

poniedziałek, 7 grudnia 2009

Obiecałam, dotrzymuję :-)



Dziś o wyróżnieniach, które do mnie trafiły w ciągu ostatnich tygodni. Tak więc od Cris, od K, i
Truskaweczki. Bardzo Wam dziewczyny dziękuję :-) Postaram się przekazać je dalej tylko muszę dokonać bardzo trudnego wyboru tylko 10 spośród tylu wspaniałych blogów i ich właścicielek. A to straaaaasznie trudne.
Jeszcze trochę z innej beczki, zbliżające się Święta to nie ukrywajmy czas żniw. Wygrzebałam się już z talerzy choć ostatni czeka na lakier, skończyłam z bombkami, porobiłam zamówienia i okazało się, że nie mam jeszcze prezentów gwiazdkowych!! "A tu zima akurat, chwycił mróz i śnieg już spadł"... No z tym śniegiem a nawet mrozem to przesada ale Święta tuż. Dodatkowo dzisiaj wieczorem telefon, "dasz radę zrobić mi dwa lampiony, na czwartek?".... Spadł mi kamień na palce gdy okazało się, że na szczęście chodzi o następny czwartek. Strach się bać co to będzie gdy przyjdzie styczeń, uschnę z nudów ;-)) Albo w końcu poczytam wszyyyyyystkie zaległe posty na waszych blogach.....

niedziela, 6 grudnia 2009

Festiwal Sztuki i Przedmiotów Artystycznych


Wczoraj odwiedziłam Targi. Dostałam oczopląsów, padałam na kolana z zachwytu,oczy biegały mi dookoła głowy i chciałam mieć wszystko, no prawie... Ale żeby sobie na to pozwolić musiałabym najpierw ograbić skarbiec NBP albo Mennicę Państwową. Jakie tam były cuda, cudeńka i o dziwo mało decu. Odniosłam wrażenie, że w tym roku królował filc. I anioły, anioły ze wszystkiego: szkła, słomy, masy solnej, drewna, ceramiki.... A ja kupiłam sobie tylko parę koralików w purpurowym kolorze i dziurkacz narożny. Zainspirowały mnie pewne zawieszki, których cena zwaliła mnie z nóg i chcę sobie zrobić podobne oraz kolczyki filcowane na mokro. Muszę się trochę przyłożyć do tej techniki bo wygrałam kapitalny zestaw u Doroty w Kreatywnie. Zastanawiam się też kiedy ja zdecyduję się wystawić. Przed wczorajszą wizytą mówiłam "w przyszłym roku" ale jak stamtąd wyszłam to mam duuuże wątpliwości.
Na ostatnich warsztatach zrobiłam taką bombkę...
Siada mi bateria, jutro więc napiszę parę słów o wyróżnieniach bo kilka do mnie spłynęło w ostatnich tygodniach a w nawale pracy gdzieś mi ta informacja umknęła. Ale już dziś dziękuję tym od których je dostałam :-)

niedziela, 29 listopada 2009

wymiankowe cuda



Pod koniec tygodnia, dzień po dniu czekały na mnie w domu paczuszki z niespodziankami. Pierwsza ze ślicznym brelokiem, z mistrzowsko ufilcowanymi (na sucho, jak przypuszczam) kostkami. Ja tej sztuki nie opanowałam :-( I dodatkowo zapakowana tak, że jeszcze przed rozpakowaniem wiedziałam, że będzie to coś hand made :-) A paczucha przyfrunęła do mnie z Fioletowego poddasza.
W drugiej dwa pyszne serducha i ślicznie zdobione pierniczki od Patrycji. Z trudem opanowałam się żeby ich nie spróbować. Oj, piękna będzie moja choinka w tym roku ...

I trzecia paczka od Justyny z mikołajkowej wymianki z samymi smakołykami. Tyle tego było, że miałam problem aby objąć to w kadrze.




Paczucha miała wszystko o czym można zamarzyć: coś ręcznie robionego (i to zarówno przez Justynę jak i jej Mamę), coś mikołajkowego, serwetki, przydasię i jeszcze pyszną czekoladę. Popatrzcie na te bogactwa. Dziewczyny Wszystkim Wam bardzo dziękuję za te niespodzianki. Sprawiły mi wiele radości. A wiem, że to nie koniec, czekam jeszcze na obrazki z wymianki w Krainie Czarów. Dla mnie Gwiazdka już się zaczęła ;-))

wtorek, 24 listopada 2009

Historii z podróży ciąg dalszy

Dziś mi się nic nie chce więc opowiem o mojej kolejnej podróży. Pracę swą lubię co deklarowałam już nie raz, lubię też związane z nią wyjazdy w różne części Polski. Na szczęście nie jest ich wiele i nie zdążę zbyt zatęsknić za dziecięciem za to odpoczywam od domowego zwierzyńca (co wchodzi w jego skład w zakładce "o mnie"). Dlatego bez oporów zgodziłam się na wyjazd na dwudniowe warsztaty. Swoim samochodem, bo to ważne. Zarówno miejsce jak i czas rozpoczęcia warsztatów pozwalały na spokojne dospanie poranka, wsadziłam dziecię do auta, torbę, torebkę, laptopa i w drogę. Tu będzie dygresja: warsztaty miały być dwudniowe, po nich na noc wracałam do domu następnie wyjazd pod Łódź, kolejne warsztaty, nocleg, przejazd do Wrocka i dopiero do domciu. Ponieważ leniwa jestem torba, o której wspomniałam zapakowana była na pięć dni. To również ważne bo śmieją się ze mnie w pracy, że pakuję się w torbę do laptopa (biorąc ten oczywiście ze sobą). Cóż poradzę na to, że nie lubię tobołków, tobołów, paczek, walizek...koszmar, im mniej tym lepiej. Do sedna więc...jadę, dziecię u boku, samochód przed torami zaczyna się dusić. Ja w panikę bo ostatnio próbowałam zrozumieć jak można zginąć na przejeździe kolejowym? Mnie uczono żeby ZAWSZE się zatrzymać lub maksymalnie zwolnić (i to tylko na strzeżonym). Teraz już wiem jak na pewno można- kiedy samochód rozkraczy się na torach. Wdusiłam parę razy gaz, samochód prychnął i pojechał dalej. Kolejny numer zrobił mi na rondzie, na szczęście akcja gaz,gaz,gaz pomogła. Wysadziłam dziecię i stwierdziłam, że przed dalszą droga podjadę do znajomego serwisu żeby zerknęli mi pod maskę, zwłaszcza, że tam gdzie miałam jechać droga częściowo biegła przez lasy, odludzia i oczywiście tory.
Do warsztatu droga biegnie przez środek miasta, zjechałam na właściwy pas, zatrzymały mnie światła i samochód zgasł. Na amen. Teraz już w panikę nie wpadałam bo warsztat tuż i mogłam tam podejść w trzy minuty tylko jak zostawić samochód na ruchliwym pasie w centrum miasta? Wiem gdzie włączyć światła awaryjne bo na środku deski rozdzielczej mam OGROMNY czerwony przycisk i to właściwie wszystko. Jak się pcha samochód? Bokiem? Z tyłu? Na luzie? Na biegu? Z kierowcą w środku? Bez kierowcy? Wysiadłam i podeszłam do samochodu stojącego za mną... nie czekał tylko odjechał. Zmieniły się na szczęści światła więc kolejny nie mógł zwiać ale kierowca (na oko 15 lat młodszy ode mnie) wykręcił się bólem krzyża i planowaną wizytą u lekarza. Ten za nim nie czekał tylko skorzystał z kolejnej zmiany sygnalizacji i zręcznie mnie wyminął. Mężczyźni!!!???? Bez komentarza. Samochód pomógł mi zepchnąć znajomy "z twarzy" kierowca autobusu podmiejskiego. Chwała mu za to, w białej był koszuli i pod krawatem. Trochę nie miał wyboru skoro znaliśmy się "po twarzy". W małych miastach jest tak, że pół miasta po godzinie już wiedziało, kto (czyli, że ja), z których (rodzice, dziadkowie etc...) zablokował pas w centrum, gdyby mi nie pomógł drugie pół wiedziałoby o tym, że odmówił. A tak wiedziało, że pchał :-) Na te warsztaty już nie dotarłam za to zostałam w środku miasta ze stosem bagaży :-(( Coś nie lubią mnie te podróże ostatnio. Jeszcze wracając w ostatnim dniu z Wrocka upuściłam na siebie, torbę i torebkę pół kanapki typu "kebab" z czego większość tego co spadło stanowił ketchup i majonez. Z torebką się wtedy pożegnałam. Każdy pretekst dobry do zakupu ;-))
Jeszcze a propos facetów. Przypomniałam dziś mojemu, że obiecał poprawić wentylację łazienki, usłyszałam, że przecież pomierzył....(otwór wentylacyjny dwa miesiące temu). Ręce opadają a słów wręcz szkoda.

niedziela, 22 listopada 2009

Zarobiona jestem


U Was też tak przed Świętami? Jeszcze na suszarce wisi 15 bombek i krochmalą się frywolne choinki, aniołki........ O, muszę się pochwalić co udało mi się opanować:


Ale nie mam czasu żeby do Was pozaglądać!!! Straszni mi tego brakuje...

sobota, 21 listopada 2009

Męczyło mnie to...

Do szkoły przestałam chodzić już wiele lat temu. Matematykę odrabia za mnie kalkulator, ortografię Word ;-)) Jednak nie podkreślił mi słowa "instruktarz" z poprzedniego posta choć nie do końca mi się podobało. Piszę "podobało" bo gdy kończyłam szkołę do nowo otwartej sali komputerowej wstawiano pierwsze Atari;-). Żeby więc sprawdzić poprawność pisowni sięgało się do słownika lub zapisywało na kartce wyraz w dwóch wersjach i wybierało tą którą wyglądała lepiej ;-))(np. "ogórek" i "ogurek"). Męczyło mnie to "rz" tak długo, że w końcu wygooglałam sobie słówko "instruktarz" i oto co znalazłam.

"W dawnej polszczyźnie występował wyłącznie rzeczownik instruktarz (pisany przez rz), wywiedziony ze średniowiecznołacińskiej formy instructarium, mający znaczenie ‘zbiór instrukcji, księga z instrukcjami, zwłaszcza skarbowymi’. Był poprawnie utworzony i zapisany, gdyż rodzime twory powstawały w ten sposób, że do obcego rdzenia dodawano polski przyrostek -arz odpowiadający łacińskiemu -arius lub -arium. Staropolszczyzna miała wiele takich wyrazów, np. elementarz (łac. elementarius), kałamarz (łac. calamarius), komentarz (łac. commentarius) czy inwentarz (łac. inventarium).
Nic więc dziwnego, że słowo instruktarz odnotowywały wszystkie słowniki, m.in. Słownik języka polskiego Samuela Bogumiła Lindego (czytamy tam: ‘zbiór instrukcyj’, np. ‘celny, owa to miara wiele od czego do skarbu oddawać należy’) czy tzw. Słownik wileński Maurycego Orgelbranda z połowy XIX w. Ale nieoczekiwanie forma instruktarz zaczęła ustępować miejsca wyrazowi instrukcja, traktowano ją jako przestarzałą, aż w końcu wyeliminowano z polszczyzny (np. Nowy słownik języka polskiego Tadeusza Lehra-Spławińskiego z 1938 r. już hasła instruktarz nie zawierał).
Za to (gdzieś w pierwszym dziesiątkach XX w.) pojawiło się w języku polskim nowe słowo − instruktaż (pisane przez ż, brzmieniowo takie samo jak archaiczny instruktarz, jednak o odmiennym nieco sensie), którym posługiwano się początkowo jedynie w żargonie wojskowym, ale które później weszło do języka urzędnicznego, technicznego i na dobre upowszechniło się w polszczyźnie ogólnej.
Nie wszyscy jednakowoż zdają sobie sprawę z tego, że chodzi o wyraz... rosyjski инструктаж, przejęty przez nas w nowym znaczeniu (‘udzielanie instrukcji’) wraz z pisownią (аж = aż). Sądzi, że jest to rzeczownik francuski, jeden z wielu kończących się na -age, a więc zapisywanych po polsku jako -aż (reportaż = reportage; arbitraż = arbitrage; montaż -= montage; pasaż = passage; kolportaż = kolportage, garaż = garage). Takie mniemanie jest złudne. Forma instruktaż nie może należeć do owej grupy z prostej przyczyny: nie ma francuskiego wyrazu, który by był podstawą naszego instruktażu (pilotage został utworzony od czasownika piloter, garage – od czasownika garer, reportage – od czasownika reporter itp., a instructage...? ), w słownikach zaś znajdziemy jedynie francuską formę instruction (‘instrukcja’).
Tak więc zapamiętajmy, że słowo instruktaż jest zapożyczeniem, ale z języka... rosyjskiego (sic!), które sami Rosjanie uważali pierwotnie za nowotwór (wymyślony przez dziennikarzy) i którego długo nie wprowadzali do obiegu ogólnego. Miejmy jednak na uwadze i to, że istniał kiedyś w polszczyźnie rzeczownik instruktarz, czyli ‘zbiór instrukcji’, a dziś wystarczy mówić i pisać po prostu instrukcja". (za Maciejem Malinowskim)

wtorek, 17 listopada 2009

klonowe róże- instruktarz


Przepraszam, ze dopiero dziś, zarządzanie czasem kuleje u mnie beznadziejnie. W paru komentarzach pojawiła się prośba o instruktarz. Ja mogę opowiedzieć ale tu można to zobaczyć :-)
http://www.spryciarze.pl/zobacz/jak-zrobic-roe-z-lisci-klonowych

A ja uwiłam taki wianuszek ....

niedziela, 15 listopada 2009

Losowanie!!!




Niecierpliwa komisja przystąpiła do losowania o godzinie 00:30. Ponieważ leniwa ze mnie osoba i nigdy nie mam czasu, nie zadałam sobie trudu drukowania, rozcinania, składania, mieszania, ciągnięcia losów tylko skorzystałam z udogodnienia jakim jest Random. Po wprowadzeniu ilości komentarzy maszyna losująca wyrzuciła cyfrę 13 (kto po dzisiejszym dniu będzie twierdził, że to pechowa?). Trzynasty komentarz wstawiła Weronika. Komisja sprawdziła czy warunki zostały spełnione?- zostały.
Następnie komisja po raz drugi uruchomiła maszynę losującą i na ekranie pojawiła się cyfra 10. Random nie lubi wysokich nominałów? ;-))
Komentarz numer 10 wstawiła Dorota.
A ponieważ ilość wpisów znacznie przekroczyła moje wyobrażenie, zbliżają się Święta i powodów mogłabym znaleźć mnóstwo a po prostu mam takie "widzi-mi-się", postanowiłam dać Randomowi trzecią szansę, mnie nauczyli liczyć do 70 a on po 20 chodził na wagary? ;-). Okazało się, że nie, umie liczyć bo wyrzucil z siebie cyferkę 67 pod którym kryje się Funiaa. Funiaa dostanie drugą pocieszajkę- niespodziankę.
Wszyyyyyyystkim serdecznie dziękuję za udział w zabawie. Dziękuję tym, którzy zaglądają do mnie regularnie i tym, którzy pojawili się po raz pierwszy. Zajrzało do mnie mnóstwo osób, nie po wszystkich blogach zdążyłam jeszcze pobuszować ale wiem, że moja lista ulubionych na pewno się rozrośnie. Dziękuję :-))
Aha, wszystkie losowania są udokumentowane w postaci zrzutów z ekranu ale za żadne skarby nie chcą się zaczytać jako zdjęcia. Musze poprosić dziecię aby podpowiedziało blond matce jak zaczytać tę dokumentację na bloga. Ale to już rano. Gratuluję wygranym, proszę o adresy na maila :-). Pozostałych zapraszam na kolejne candy za trochę.

sobota, 14 listopada 2009

Weekend pełen atrakcji



Weekend rozpoczął się od niespodzianek. Po powrocie z pracy zastałam w domu dwie paczuszki: jedna z ATC-ami z wymianki u Anek73 oraz drugą, która zaskoczyła mnie niesamowicie. We wtorek dostałam maila od Brises z zaproszeniem na art-wymiankę. Spodobała mi się ta zabawa więc puściłam wici dalej i jeszcze zbieram moją szóstkę a tu już dostałam pierwszą niespodziankę :-))). Od Ani, niestety nie wiem o Niej nic więcej za wyjątkiem tego, że robi takie fajne rzeczy :-), Aniu dziękuję Ci bardzo, bardzo gorąco.
A za półtorej godziny koniec mojego candy, z niecierpliwością czekam na jutrzejsze losowanie.....

środa, 11 listopada 2009

I nikomu nie wolno sie z tego śmiać....


To nieprawda, śmiać można się pełna piersią. Byłam wczoraj w Warszawie. Pociąg relacji Wrocław (to ważne) Warszawa wyjechał z Poznania o 7:30. Bilet powrotny miałyśmy z koleżanką wykupiony przez internet na 16:30. Konduktor na nasze pytanie czy można go przebukować na wcześniejszą godzinę poinformował, że tych z internetu nie można więc cała dalsza historia to jego wina ;-) Wpadłyśmy na peron 16:20. Po prawej stronie tłum jak zawsze na pociąg do Poznania i na tablicy napis "Wrocław 16:25" po prawej napis "Kraków 16:15" i tylko parę osób. Nasz wagon to "tramwaj", zawsze powtarzam, że temu kto je projektował należy się Nobel (to z przekąsem) lub galery (to już serio). Dla wyjaśnienia: układ siedzeń w takim wagonie jest taki jak w autobusie, różnica taka, że na środku ludzie siedzą do siebie twarzami. Przejście wzdłuż wagony wąskie. Pociąg zdążył ruszyć a ludzie jeszcze nie znaleźli swoich miejsc bo oznaczone są one całkowicie bez sensu. Brrrrr, nie cierpię tych wagonów. Dotarłam wreszcie na swoje miejsce i słyszę, że obok ktoś informuje pasażera, że usiadł rząd za wcześnie. Ten na jego właściwym miejscu też siedzi rząd za wcześnie i widać, że zabawa dotyczy kilku rzędów. Nagle słyszymy "przepraszam ale to moje miejsce", to do nas. Aga wyciąga bilet, sprawdza i mówi "nie to nasze miejsce, niech pan sprawdzi numer wagonu". Okazało się, że ten sam. Aga patrzy na oba bilety i mówi "ale Pana pociąg odjeżdża 16:25 a nasz 16:30, Pan jedzie do Katowic a my do Poznania, wsiadł Pan do złego pociągu, ten jedzie do Wrocławia". W tym momencie zmaterializowała się przy nas przemiła pani konduktor i powiedziała: "to panie wsiadły do złego pociągu, do Poznania odjeżdżał z sąsiedniego toru". Parsknęłam śmiechem ja, parsknęła Aga a potem przestało nam być do śmiechu. Czy napisałam, że jechałyśmy Intercity? Dla wyjaśnienia Inter na trasie Poznań-Warszawa zatrzymuje się raz; w Warszawie Zachodniej!!!! Pobiegłam do przedziału służbowego po pomoc, załoga szczerze, mam nadzieję, zatroskana nasza sytuacją poinformował uprzejmie, że owszem pociąg staje wprawdzie w Zawierciu ale nie mamy stamtąd jak się dostać do Poznania więc jedynym rozwiązaniem jest jazda do Wrocławia, stamtąd bez problemu wrócimy. Z geografii jestem słaba, gdzie leży Wrocław wiem, gdzie Zawiercie już nie. Pociąg nie zatrzymywał się w Warszawie Zachodniej więc wróciłam do Agi z informacją, że jedziemy do Wrocławia. "Doris, on jedzie do Wrocławia przez Katowice!!!". Gdzie leżą Katowice już wiem, jechałam tam kiedyś na stojąco z Poznania :-( Dotarły do mnie w tym momencie konsekwencje pomyłki. Aga zaproponowała zatrzymanie pociągu i pobiegła zapytać ile to kosztuje, 900 złotych dla zainteresowanych. Aż tak nie byłyśmy zainteresowane. Zadzwoniłyśmy do Szefa, zaproponował hotel we Wrocławiu ale na mandat w pociągu się nie zgodził. Potem wysiadła moja komórka, chwile po niej Agi, rozładował się laptop, wylała serwowana w Inter kawa a my dostałyśmy "glupawki". Adze udało się znaleźć człowieka z właściwą ładowarką co w efekcie dało nam częściową łączność ze światem. Kolega z Wrocławia nie dał się zaciągnąć na piwo, myślał, że go wkręcamy (wiedział, że byłyśmy w Wa-wie). Po raz pierwszy cieszyło mnie opóźnienie pociągu ponieważ skracał się czas czekania na pociąg powrotny we Wrocławiu (dwie i pół godziny). W Poznaniu byłyśmy o 2:15 ja w domu o 3:00. Całe szczęście, że miałam w Poznaniu samochód bo jednak czekałby mnie hotel. Tak w telegraficznym skrócie wyglądał mój wczorajszy powrót do domu z Warszawy przez Katowice, Opole, Wrocław, Poznań.......
Do pociągu zamiast książki wzięłam czółenko, nie spodziewałam się podróży krajoznawczej po Polsce. W Warszawie kupiłam bajeczne nici, które w podroży oczywiście wypróbowałam. Na zdjęciu efekt prac z podróży, jeszcze nie powykańczane.
Reasumując: ładowarka staje się od dziś podstawowym wyposażeniem mojej torebki, zastanowię się dwa razy zanim wsiądę do Intercity a do pociągu będę wsiadać w ostatniej chwili, żeby zdążyły się zmienić tablice (tam gdzie był Kraków 16:15).

poniedziałek, 9 listopada 2009

Klonowe róże


W zeszłym tygodniu spędziłam trzy dni poza domem. Wiem, to już było :-) Ale świadomie przytaczam ponownie tę informację ponieważ tam gdzie byłam każdy stół, komoda, szafa przystrojone były różami. Różami z liści klonu. Dopiero tam odkryłam, jak bardzo się myliłam pisząc parę dni wcześniej, że udało mi się takie róże zrobić. Tyle, że wtedy zrobiła je z pojedynczych liści a w tym bukiecie na zdjęciu na każdą różę użytych jest cztery do pięciu. Ssssssstrasznie mi się to podoba....
Było zabawnie ponieważ po każdej przerwie wracałam z parku z naręczem mokrych, różnokolorowych liści, które przewalały się później na krzesłach, pod krzesłami.. Pozostali uczestnicy warsztatów patrzyli na mnie podejrzliwie. Nic to ;-) nie dość, że się napatrzyłam, "naumiałam" to jeszcze przywiozłam do domu surowce, które teraz cieszą oko w postaci takiego bukietu...

niedziela, 8 listopada 2009

Do Anonima :-)


Zgodnie z deklaracją ufilcowałam broszkę "pocieszajkę" dla wszystkich tych, którzy są chętni na moje candy a nie poszczęści się im w losowaniu głównym lub nie mają bloga. Mam nadzieje, że się spodoba. Jednocześnie proszę Anonima z 07.11 o dodanie czegoś o sobie (imienia, pseudonimu itp) żeby nie było wątpliwości podczas losowania :-))
I trochę bardzo atrakcyjnych candy: u Penini, u Ushii, u Yoasi, u Kiciuli, u Gohy oraz w Kreatywnie

sobota, 7 listopada 2009

Jestem


Bardzo krótki był ten tydzień. Nie zauważyłam, że ostatni raz byłam tu w niedzielę. Może dlatego, że trzy dni spędziłam poza domem?
Poniedziałek przyniósł mieszaninę uczuć. Rano straciłam bombkę, tę po lewej. Upadła mi i pękła w widocznym miejscu :-((( A to dlatego, że chciałam się pochwalić w pracy. Za to wieczorem czekała na mnie przesyłka z notesikiem od Ani Koniecznej. Cudo, zobaczcie zresztą sami.
Do pokazania została też trzecia bombka. Mam problem ze znalezieniem w domu miejsca, w którym można zrobić dobre zdjęcie.

Zazwyczaj robię je na kuchennym stole. Dziś wyrastały na nim pierniczki. Święta tuż, tuż....
Mam straszne zaległości i bardzo chcę się nauczyć robić frywolitki. Na razie opanowałam sztukę ufrywolenia kwiatka. Zapomniałam obfocić, jednak poza tę prostą formę wyjść mi się nie udało. Mama znalazła mi kilka filmów instruktażowych tylko czasu na odtworzenie mi brakuje :-(

niedziela, 1 listopada 2009

Od rana mam dobry humor .......:-)))




Gdy rano wstałam, w okno spojrzałam...;-) otworzyłam pocztę i przeczytałam: "Doris, ja Cię strasznie przepraszam, ale mam jeszcze jedno wyróżnienie dla Ciebie. :-)". To od Olinki, jest niesamowita, nieprawdaż? :-)))) Przeczytałam również uzasadnienie: "za energię, mam wrażenie, że nie ma rzeczy, której byś nie spróbowała robić :-)". Od razu nabrałam takiego wigoru, że robota paliła mi się w rękach, wykończyłam pierwsza partię gwiazdkowych ozdób, koszyk na chleb, kolejny wianek, zrobiłam też w końcu kartkę z sentencją na wymiankę i czochram broszkę zgodnie z wczorajszą deklarację. Acha, do wianka zrobiłam różyczki z liści klonu, na którymś z blogów widziałam taką zajawkę tylko nie miałam wtedy czasu by doczytać. I znaleźć tego posta nie mogę :-( Uruchomiłam więc wyobraźnię i coś na kształt różyczek mi wyszło. Liść klonu złożyłam na pół na zewnętrzną stronę a następnie zwinęłam od lewej strony do prawej stopniowo obniżając. Wychodzi z tego mały pąk róży. Tylko, że liście miałam zielone:-( Wracam do igieł...

sobota, 31 października 2009

Wymianka, zaskoczenie, wyróżnienia, podziękowania


Weekend, nareszcie przy jako takim świetle mogę pokazać piękne magnesy jakie dostałam od Olinki. Zrobiłyśmy sobie prywatną wymiankę. Magnesy są fantastyczne i świetnie prezentują się na mojej lodówce. Dziękuje :-)
Czytając komentarze do mojego candy zaskoczyło mnie ile osób zagląda na mój blog. Poznałam dzięki temu wiele ciekawych, na które wcześniej nie trafiłam. Czytam i zachwyca mnie to ile jest kreatywnych dziewczyn, którym chce się robić coś więcej, coś dla siebie. Podziwiam Was dziewczyny:-) I ślę również pokłony do tych osób, które zaglądają do mnie nie mając swoich blogów. Czytając te wszystkie miłe słowa postanowiłam obdarować jeszcze jedną osobę, stąd drobna errata;-) Losowanie główne- zasady bez zmian, następnie spośród wszystkich pozostałych osób, które zamieszczą komentarz pod postem o moim candy wylosuję jedną osobę, która otrzyma "pocieszajkę"- jutro "uczochram" jeszcze jedną broszkę. Dzięki temu również osoby, które nie prowadzą blogów będą miały szansę na małe "conieco". A dla niecierpliwych: pozostały jeszcze dwa pewniaki tutaj.
Na koniec spieszę poinformować, że sypię się do mnie kolejne wyróżnienia. Rumienię się bo nie wiem czy naprawdę na nie zasługuję ale bardzo, bardzo gorąco za nie dziękuję: Olince, która uhonorowała mnie już po raz trzeci, Malowanemu Imbryczkowi, który na dodatek ogłasza u siebie candy, Lietdeco i Marci :-))))
Po losowaniu przekażę te wyróżnienia dalej.

poniedziałek, 26 października 2009

Moje candy


Setny post, na liczniku już nie dwa a trzy tysiące wejść, najwyższa pora ogłosić candy. Nie mogłam się już doczekać, jak pewnie pamiętacie już od tygodnia robiłam cukierasy: lakierowałam, szlifowałam, czochrałam wełnę, skręcałam koraliki... Kto zaglądał do mojej galerii widział też już zdjęcie. Tak więc ogłaszam candy na ogólnie przyjętych, blogowych zasadach. Osoby zainteresowane przedstawionym zestawem (dwie ceramiczne podkładki pod kubek, filcowana broszka i turkusowe kolczyki) zapraszam do pozostawienia komentarza pod tym postem oraz umieszczenia krótkiej informacji o zabawie na swoim blogu. Zabawa trwa do 14 listopada do północy. 15 listopada komisja wyłoni zwycięzcę. Mam nadzieje, że znajda się chętni do zabawy. Zapraszam.....
A dla tych, którzy wolą "pewniaka" odsyłam do etykiety "candy i inne zabawy", mam jeszcze cztery nagrody w zabawie "podaj dalej", trzeba tylko odszukać odpowiednie posty:-). Ja na swoje pewniaki jeszcze czekam.....

A gdyby powyższe nie wystarczyło to u Ani można wygrać puchę ciastek.

finis coronat opus


Jest taka tendencja, że jeżeli któraś z nas coś nowego wypróbuje to przelewa się to falą po innych blogach. Tak było z mydełkami, bułeczkami (i u mnie się pieką ale robi to moja mama, która też podczytuje nasze-wasze posty). Tak jest i z wiankami, i ja wymodziłam swój. Mam nadzieję, że pomimo iż zbliża się 01 listopada to nadaje się on do domu a nie na cmentarz ;-))). Nie mogę się jednak pochwalić własnoręcznym zbieraniem składników, wszystkie elementy nabyłam w drodze transakcji kupna-sprzedaży nawiedzając WGRO w Poznaniu, tam można dostać oczopląsu od wyboru różnych dodatków). Myślę, że nie odbiera mu to jednak uroku ;-))

niedziela, 25 października 2009

Błękitu ciąg dalszy


Do pokazywanych wcześniej lampionów dorobiłam taka deseczkę. Pokryłam ją werniksem szklącym. Przy okazji stwierdziłam, że wbrew napisowi na słoiku po wyschnięciu JEST do usunięcia, wszystko zależy od tego na jakiej powierzchni go położymy. Z deseczki schodził dużym płatem, ściąga się jak gumę...

sobota, 24 października 2009


Dotarła do mnie paczuszka od Any-es. Czekałam na nią z niecierpliwością ponieważ wiedziałam, że będą w niej cudne, frywolne gwiazdki i aniołek. Nie spodziewałam się jednak, że Anya dołoży mi dodatkowo jeszcze jedną śliczną gwiazdeczkę, popatrzcie sami na te śliczności. Nawet karteczka przewiązana jest frywolitkowym kwiatkiem. Anyu, serdecznie dziękuję :-)). Ja ćwiczę i ćwiczę, i ćwiczę. Efekty- szkoda słów....

piątek, 23 października 2009

Nie lubię poniedziałków...

Dzisiaj więc odliczałam godziny dzielące mnie od upragnionego weekendu. Bo weekend to czas kiedy mogę zapominam o procedurach, instrukcjach, nasiadówkach itd, itp, blee... Lubię to co robię, robię to dobrze ale w ostatnim czasie coraz większa ilość zadań przekłada się na gorszą jakość. A to się kłóci z moim charakterem. Dlatego też dziś ze szczęściem na twarzy opuściłam wieżowiec i zaczęłam żyć swoim drugim życiem. Pasażerowie w autobusie dziwnie patrzyli na mnie kiedy w autobusie machałam czółenkiem do frywolitek :-)) A w domu czekała na mnie niespodzianka, kolejny powód do świętowania początku weekendu: wygrałam w candy u Ani Koniecznej i dostanę notesik!!! Prace Ani są bardzo charakterystyczne i baaaaardzo ładne. Ssssssstrasznie się cieszę.
Muszę się też pochwalić specjalnym wyróżnieniem, którym obdarowała mnie Savannah. I ta dedykacja "za pomoc i dobre słowo". Zrobiło mi się ciepło na sercu. Dziękuję :-)))

czwartek, 22 października 2009

Przepis na mydełko

Kasia poprosiła o przepis na mydełko. Proszę bardzo:
- 1 kostkę mydła "Biały jeleń" ścieramy na tarce, dodajemy garstkę płatków owsianych i szczyptę suszu lawendowego, mieszamy
- wsypujemy do miski, którą wstawiamy do garnka z wodą (tak do połowy wysokości po wstawieniu miski)
-stawiamy na mały ogień, kiedy woda będzie gorąca spowoduje zmiękczenie mydlanych wiórków, należy raz na jakiś czas przemieszać masę, podlewając wodą i dolewając olejek zapachowy (taki do kominków zapachowych). Nie może być jej za dużo bo wyjdzie breja ani za mało bo masa się nie zwiąże.
-Kiedy masa dostatecznie zmięknie żeby połączyć się w całość wyciągamy ja na folię spożywczą, formujemy pieczołowicie w oczekiwany kształt i zawiniętą w folie wstawiamy do lodówki.
-po około pół godzinie wyciągamy, kroimy na porcje, robimy dziurki do wstążeczek i ponownie kładziemy do lodówki żeby masa stwardniała
I to wszystko :-))

Przepis zapożyczyłam, żeby nie było, że ze mnie taka zdolniacha. Wprowadziłam tylko trochę modyfikacji jak opisałam wczoraj...

środa, 21 października 2009

mydełko poczyniłam


Korzystając z przepisu podanego na jednym z blogów poczyniłam własnoręcznie mydełka. Musiałam wprowadzić drobne modyfikacje: ze względu na brak stosownych naczyń w wystarczającej ilości zrezygnowałam z sitka, na które należy postawić miskę (garnek). Dodatkowo w przepisie była mowa o odrobinie wody do podlania masy mydlanej, jednak odrobina nie wystarcza. Za dużo wody spowoduje, że masa nie zgęstnieje, za mało zaś, że nie połączy się dostatecznie. Po prostu trzeba wyczuć "na oko". Dodałam susz lawendowy i płatki owsiane (bo nie doczytałam, że mają być otręby ale też zadziałało ;-)) a olejek żurawinowy bo taki był w domu. Wyszło co na zdjęciach, pachnie i mydli się świetnie może więc królować u mnie będą mydła własnej roboty? Kupiłam już nowe zapachy: polecany miód i lawendę...
I candy: u Alewe i Leny

niedziela, 18 października 2009

Frywolitka


Pamiętacie kocie frywolitki sprzed kilku tygodni? Z przykrością stwierdzam, że Haneczka osiągnęła dużo lepsze efekty w tej dziedzinie niż ja. Po trzech godzinach dziergania udało mi się wydłubać to co na zdjęciu. Specjalnie podkreśliłam skalę żeby było widać, że to nie serweta bo czas mógłby to sugerować. Połowę zajęć poświęciłam na zrozumienie co to znaczy, że nitka ma przeskoczyć. Dzisiaj już mi się odwraca, co drugi raz, a ten drugi wymaga sprucia więc moja dzisiejsza robótka przypomina poczochraną nić wełnianą, taką gotowa do filcowania;-)) Ale co tam, ja jestem kobieta pracująca, żadnej nitki się nie boję ;-))
Dzisiejszy dzień był bardzo pracowity bo jednak sobota poza domem to dzień, którego nie było. Wykończyłam kolejną porcję podkładek, no prawie. Przy okazji ważne: żywica szkląca, samopoziomująca (może to ważne? w każdym razie moja tak się zwie ale się nie "samopoziomuje") wymaga porządnego przeschnięcia pomiędzy warstwami jeżeli decydujemy się na więcej niż jedną. Ja się zdecydowałam bo pierwszą położyłam za cienko i efekt mnie nie zadowolił. Tak więc teraz muszę położyć trzecią :-( bo druga, położona jak tylko pierwsza podeschła, dała nieoczekiwany efekt. Powierzchnia wygląda jak zaparowana, nie wiem czy to musi pooddychać? W każdym razie efekt jest trwały, żywica zgodnie z opisem "po wyschnięciu nie do usunięcia". Poczyniłam też trochę szkła ale to przy okazji, wymaga wykończenia. No może z wyjątkiem mojego świecznika bo prawda to wszak znana: "szewc bez butów chodzi" więc u mnie w sypiali świecznik z czystego ikeowskiego szkła był. Polepiłam go więc przez weekend, polakierowałam i mam, tylko fotek niet bo wieczór. Tez przy okazji.
Wiem już dla kogo będę robić wymieniankowe "co nieco". Weszłam na podany blog, popatrzyłam, oniemiałam i trema mnie ogarnęła.....
I na koniec jeszcze ważna rzecz, dostałam kolejne wyróżnienie tym razem od ach1974

za które ogromnie dziękuję i które wklejam bo chcę je przekazać dalej. Wraz z wyróżnieniem zostały podane zasady, które złamię bo wydaje mi się, że nie chodzi o tworzenie łańcuszków tylko o uhonorowanie tych osób, które cenimy. Wyróżniałam już dziewczyny do których zaglądam codziennie, dziewczyny, które są ze mną od pierwszego dnia, dziewczyny, które podglądam, podziwiam itd. Każdego dnia poznaję jakiś nowy blog i właściwie to lista tych, które chciałabym uhonorować ciągnie się w nieskończoność. I nie wiem jak to się stało, że nie uhonorowałam dziewczyn, dzięki którym tu jestem, które pokazały mi tajniki decu i zaraziły tą Pasją. Tak więc przepraszam, że dopiero teraz ale pełna szacunku i wdzięczności powyższe wyróżnienie przekazuję w ręce Doroty i Kasi. Dziewczyny dziękuję, bez Was nie byłoby mnie tutaj :-))

sobota, 17 października 2009

Jesienna wymianka




W końcu zmobilizowałam się żeby obrobić zdjęcia ATC-iaków na jesienna wymiankę u Anek73
Zła jestem bo okazało się, że dwa z trzech zdjęć są beznadziejne a kartki poszły już w świat tzn. do adresata.
Moja kreatywność odmówiła tym razem całkowicie współpracy. Tematy były trzy:
- czar jesieni
- deszczowa piosenka
- witaj szkoło
Zaczęłam od jesieni, dzięki temu są to jedyne kartki, które zyskały moja aprobatę. Kolejna była deszczowa piosenka, dla której miałam jakąś koncepcję. Do czasu kiedy stwierdziłam, że kartki są zbyt skromne i postanowiłam do nich dorobić deszcz. Brokatem. Złotym. Bez przemyślenia, co sprowadziło się do pomaziania kartki klejem w kilku miejscach i posypania na to brokatu. Efekt przerósł moje wyobrażenia :-(( W ruch poszedł papier ścierny co z kolei uszkodziło powierzchnię kartki. Więc znowu klej, na to lakier i do nostalgicznej koncepcji mamy złoty deszcz. Widział ktoś złoty deszcz? Chyba tylko król Midas:-( Ale nie było już czasu na zrobienie nowych kartek. Należy więc przyjąć , że "tak miało być".
No i trzecia seria "witaj szkoło". Od samego początku nie miałam na nią pomysłu. Tu moja kreatywność powiedziała zdecydowanie "pas". Kiedy wreszcie powstał pomysł kartek wyrwanych z zeszytu chciałam ubarwić je kleksami ale okazuje się, że współczesne stalówki są zbyt zwarte a atrament za gęsty i nie udało mi się zrobić ANI JEDNEGO przyzwoitego kleksa. Poddałam się.......
A propos kreatywności, w mojej pracy za kreatywną uważa się osobę, która podsuwa rozwiązanie w ciągu trzech sekund, wynik powyżej to przeciętność :-( Czy wspomniałam kiedyś, że pracuję w bankowości? .....