niedziela, 30 października 2016

"Nie oddychaj"- nie oglądaj

Pomysł na film- doskonały. Trójka młodych ludzi włamuje się do domu weterana wojennego licząc na łatwy łup. Łatwy bo weteran stracił wzrok w wyniku obrażeń wojennych. W trailerze pojawia się zapowiedź "wejdź do mojego świata" czyli świata ciemności. Weteran wojenny, bohater, nierówna walka zmysłów. Moja wyobraźnia obiecywała ucztę kinomana.
Początek czyli pierwsze 5-7 min pozostaje w tej konwencji. Potem pojawiają się pierwsze ciepłe uczucia do bohaterów bohaterów. I pierwsze wątpliwości: jak to możliwe, że przy tylu hałasach osoba z wyostrzonym kalectwem zmysłem słuchu nie zorientowała się, że ktoś się jej kręci po domu? Nie słyszy oddechów ludzi stojących obok, nie czuje zapachu perfum, strachu, potu ale czuje zapach (no może smród) zdjętych już dłuższą chwilę temu butów? Wielkość i topografia piwnicy przywodzi na myśl układ lochów pod zamkiem w Malborku.
A potem zaczynamy już trzymać kciuki żeby udało się włamywaczom uciec a nie zaatakowanemu złapać. Ilość zmartwychwstań przebija jednak chałupnicza próba zapłodnienia in vitro. A na końcu jak w Parku Jurajskim pojawia się zapowiedź kontynuacji. Aż chce się wykrzyczeć "nie idźcie tą drogą"...

czwartek, 20 października 2016

Kuchenne podróże

Właściwie nie podróże a spacer ale przemyślenia dotyczą właśnie kuchni. Często odwołujemy się do smaków dzieciństwa i mam mam refleksję, że w moim przypadku pamiętam tylko chrusty Babci. Kuchnia mojej mamy jest Okropna! Kleista, zawiesista, szaro-bura i tłusta. I z każdym rokiem a właściwie miesiącem się pogarsza. Mikrofali używa częściej niż dzieje się to w amerykańskich domach. Nałożona na talerz porcja domownika czeka na jego powrót odstraszając już samym widokiem. To nie Magda Gessler niestety. Dlatego rzadko jadam w domu najczęściej zgarniając z przygotowanego talerza kotleta i przegryzając na zimno.  Czasem za gdy poczuciem straconego czasu pichcę i nie zawsze jest to zupka z torebki z glutaminianem sodu.
Część spacerowej  analizy sprowadziła się też do moich preferencji kuchennych. Zdecydowanie hiszpańska kuchnia jest najbliższa mojemu podniebieniu. Lubię węgierską, włoską, japońską. A z polskiej? Buraczki, kiszone ogórki i żurek, a jeszcze bardziej barszcz biały. No może i rosół ale mocny, treściwy. I tak polskie smaki sprowadziłam praktycznie do zup.
A cała ta psychoanaliza kuchenna była potrzebna do zarejestrowania faktu przyrządzenia przeze mnie własnej interpretacji jednego z moich ulubionych węgierskich dań: makaronu z serem i skwarkami. Przepis właściwy należy sobie poszukać w sieci ja zawsze gotuję na oko. I tak:
1. pokruszyłam biały ser półtłusty
2. pokroiłam w kostkę i przesmażyłam boczek podwędzany
3. ugotowałam makaron
4. odcedzony makaron wrzuciłam na patelnię z przesmażonym boczkiem
5. wyłożyłam na talerz dodając na wierzch ser
6. i to wsio
Miodzio chociaż węgierski prototyp z Frici Papa bez porównania smaczniejszy. Polecam gdyby ktoś poszukiwał oryginalnych węgierskich smaków w Budapeszcie.


wtorek, 18 października 2016

Hiszpania pełna słońca

Santa Pola, wcale nie takie małe miejsce na Ziemi gdzie chętnie spędzałabym więcej czasu. Ludzie, smaki, egzotyka. Za słabo znam kulturę żeby powiedzieć, że też ale wszystko przede mną.
Wracam podekscytowana jak motorek, pełna chęci do nauki języka i ze wspomnieniem smaków na języku. I oglądam Masterchef España w oryginale. Tengo hambre...  

niedziela, 2 października 2016

Rozwiń skrzydła



Inspiracja pracą Latarnii Morskiej podpatrzoną wczoraj na stoisku Scrap.com . Całe popołudnie maltretowałam tło, które oczywiście nie jest doskonałe i biorąc pod uwagę ilość mediów, które wykorzystałam aż dziw, że nie dostałam jakiejś alergii nakładając te efekty palcami. Były zdecydowanie wiekowe. Przy cieniach do oczu, które m.in. użyłam gąbka rozkruszyła mi się w ręku ze starości. Jest tu też patyna z epoki fascynacji decu. Pachnie nawet przyjemnie choć na wierzchu zebrała się dziwna warstwa obcych kultur. Zdecydowanie nie należy chomikować mediów. Potwierdza się to już któryś raz. A pigmenty w preparatach 13arts są tak mocne, że moje palce będą jutro zdecydowanie odbijały się na tle czerni.
Format dziwny. Do eksperymentu wykorzystałam tył certyfikatu uzyskanego za "aktywny udział w warsztatach" jakichś tam. Aktywność sprowadziła się do uczestnictwa ale co tam, certyfikat uznali dać ;P