piątek, 30 lipca 2010

pokładki na top-ie


Tym razem Pani od wrzosów wyraźnie zamówiła lawendę, za to w ośmiu egzemplarzach. Mam nadzieję, że przypadnie do gustu.
I drugi komplet, na wymiankę. Nie spodziewałam się, że efekt będzie taki czekoladowo- smakowity :-)))

sobota, 24 lipca 2010

scrapnęłam...



ale nie rozwijam się w tym kierunku :-( Mam wrażenie, że aby mieć efekty choć trochę zbliżone do tego co pokazują dziewczyny na blogach to potrzebny jest bardzo dobrze wyposażony warsztat i duża wyobraźnia. Ja mam niestety tylko odtwórczą i dwa dziurkacze. Marudzę?

poniedziałek, 19 lipca 2010

Powrót syna marnotrawnego


A właściwie córki. Znacie tę przypowieść? I jest w niej, jak się okazuje, dużo prawdy. W piątek wyszła z domu i nie wróciła Hanka, nasza kotka. Kot całkowicie udomowiony, taki z tych co sypiają na przypiecku a jednocześnie niesamowite ladaco. Codziennie dawała psu lekcję pod tytułem "kto tu rządzi", skakała mu na głowę, gryzła po nogach, szarpała za ogon. No i spala w jego łóżku. A biedny Frodo jedynie spoglądał na nią z politowaniem i ciężko wzdychał. Hanka bała się dworu ale przezornie okna zostawialiśmy jedynie uchylone. Jednak ostatnie upały tak nam dały się we znaki, że zdecydowaliśmy się na kontrolowany przeciąg. Nie wiadomo w którym momencie Hanisko zaryzykowało i znalazła się na dworze. Fakt został zauważony w sobotę rano. Poszukiwania w domu na nic się zdały, Hanka nie zeszła na śniadanie, obiad, kolację i stało się pewnym, że zdezerterowała. W nocy przyszła burza jakiej w swoim "dziesto" letnim życiu nie pamiętam. Nie ukrywam, że bolało mnie to co się z tym beztroskim paskudnikiem dzieje: głodno, mokro, strasznie. W wyobraźni potrafiłam sobie odtworzyć wszystkie czarne scenariusze, od dzikich pobratymców po złe dzieciaki podpalające kotom ogony. W nocy pod okno przyszedł jakiś kot jednak Piotrowi nie udało się go zwabić do domu. Następnego dnia śladu po kocie nie było, dziecię chodziło po wsi i nawoływało do powrotu, ja tak samo po podwórzu. Dopiero późnym wieczorem mamie udało się przywołać łazęgę do domu, trochę to trwało ale wróciła cicha, wystraszona i skruszona. Frodo na dzień dobry przylał jej po tyłku, żeby wiedziała kto tak na prawdę tu rządzi. Potem siedziało to takie wystrachane i skruszone, mama uraczyła ją śmietanką a ja szarpnęłam się dzisiaj na puszkę tuńczyka, żeby osłabić stres i osłodzić wspomnienia. Cielca na zbyciu nie miałam :-) Kiedy zdałam sobie sprawę z podobieństwa do przypowieści Frodo natychmiast został nagrodzony podwójną porcją swej puszki i nawet nie sprawdziłam czy wciągnął susz co zazwyczaj warunkuje smakołyki. Zawsze rozumiałam gorycz tego syna, który pozostał wiernym.

wtorek, 13 lipca 2010

Na ludową nutę


Na ludowo bo wcześniej polka teraz kujawiak a dla uważnych i oberek. Poprzedni klucznik tak przypadł zamawiającemu do gustu, że zamówił drugi- w wersji męskiej. Nie pisałam już o tym?... Twórca nut nie tylko je pisał ale i wygrywał na akordeonie stąd taki właśnie instrument do wykończenia.
Klucznik już trafił do właściciela a ja nucę dalej, na chusteczniku, efekt za trochę :-)

sobota, 10 lipca 2010

szklany eksperyment


Gdyby te butelki były moje nigdy nie zdecydowałabym się na ich przeróbkę. Były piękne w swojej prostocie i miały niesamowity kolor w dwóch odcieniach granatu. Świetnie się komponowały z moimi zdobycznymi z Czacza.
Jednak właścicielka miał inny pomysł i nalegała na decu. Dwa lata temu pewnie pokryłabym je spękaniami jednoskładnikowymi, których ostatnio nie trawię a już szczególnie na szkle. Przejadły mi się bo w początkowym okresie mojej przygody wszystko pękało pod moim pędzlem. Dlatego butelki musiały nabrać tzw. mocy urzędowej i dopiero w ostatnich dniach się za nie zabrałam. Zainspirowała mnie karafka Żużaczka, wprawdzie wykonanie inne (ja użyłam podkładu i zwykłej farby) ale o podobny efekt chodziło. Dlatego już przebolałam, że zniszczyłam takie piękne szkło...

czwartek, 8 lipca 2010

Poszerzam horyzonty





Hm.... tak mogłabym powiedzieć gdybym zajęła się teraz filozofia, studiowała kulturę Inków czy też zgłębiała tajemnicę budowy bomby fosforowej (jest coś takiego? :-) Ja tymczasem na warsztatach w moim mentorskim Kreatywnie posiadłam tajemnicę jak szalik ufilcować, na jedwabiu. Ładny prawdaż? ;-))))......

sobota, 3 lipca 2010