niedziela, 27 czerwca 2010

Promenada jak za dawnych lat



Heliodor Święcicki, jeden z założycieli obecnego Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza. Wstyd się przyznać ale dowiedziałam się o tym dzisiaj. Pochodził z mojego miasta jak kilku innych wielkich Polaków, m.in Piotr Wawrzyniak. Miesiąc temu miał na Promenadzie otrzymać swoja ławeczkę. Niestety wielka woda nie dopuściła do odsłonięcia a doktor czekał mocząc nogi w Warcie. Dzisiaj się udało, przy pięknej pogodzie, wystrzale z armatki Bractwa Kurkowego, przemówieniu Burmistrza i błogosławieństwie Dziekana. Ktoś powie "wiocha", a ja się nie zgodzę. Wystarczy włączyć telewizor żeby zobaczyć, że gdziekolwiek coś się dzieje nie może się obejść bez wójta i plebana. A w moim mieście dużo się dzieje od czasu gdy nastał obecny burmistrz. Nie jest to jednak wiec wyborczy więc wrócę do przerwanego wątku. Nadbrzeże zamieniło się w Bulwar Sztuki a wśród wystawców stanęło moje dziecię.




W celu obrony przed komarową plagą kupiłam mu wczoraj stosowna świeczkę i szybciutko dostosowałam opakowanie do okoliczności (nie bawiąc się w lakierowanie, więc dziełem sztuki to nie jest).






















Nie obyło się bez konkurencji :-). Każdego grzecznie zapytałam czy mogę sobie pstryknąć fotkę.


Zostałam poproszona o usunięcie zamieszczonych tu wcześniej zdjęć mojego autorstwa więc dla zainteresowanych link do oficjalnych z imprezy srem.pl.



















A po bulwarze można było się przechadzać w stroju "z epoki".




Nie wiem jakie efekty wystawki, dziecię nie chce puścić pary z ust i nie pozwala na wcześniejszą ewakuację. Odbiór o 20, zobaczymy ;-)

PS. Miał rację, warto było posiedzieć trochę dłużej

piątek, 25 czerwca 2010

Coś się kończy, coś się zaczyna...



Dziś wielki dzień dla dziecięcia- koniec gimnazjum. Strasznie nam te dzieci wyrosły! Zostałam zaproszona na uroczyste rozdanie świadectw i pękałam z dumy. Średnia klasy wyniosła 4,8! Początkowo miałam pewne obawy czy jednak poziom nie został sztucznie zawyżony jednak gdy w innych klasach świadectw z paskiem było przeciętnie cztery a w klasie Kuby 20 to jednak wierzę, że faktycznie byli klasą wyjątkową. Śmiałam się, że wychowawczyni pozostało już tylko pójść na emeryturę po takim sukcesie. Otrzymałam list z gratulacyjny jakiego życzę każdej matce. Teraz niech tylko dziecię dostanie do wybranej przez siebie szkoły...

niedziela, 20 czerwca 2010

Znacie smaczniejsze grzyby?


Musiałam szybko uwiecznić bo pomiędzy patelnią a talerzem nie zdążyłabym sięgnąć po aparat ;-). Kupuję gdy zobaczę, nie zważając na cenę, tym razem nie musiałam, mąż przyniósł z lasu......

czwartek, 17 czerwca 2010

Wytrawianie papieru

Ogromnie się cieszę, że mój klucznik przypadł Wam do gustu, dziękuję za ciepłe komentarze. Pojawiło się kilka pytań o wytrawianie papieru. Jest to metoda pozwalająca na zmniejszenie grubości papieru dzięki użyciu specjalnego preparatu do wytrawiania. Stosuje się go na laserowe wydruki i na dobrej jakości papiery do decu. A metoda jest prosta tylko obróbka chwilę trwa. Pokrywamy motyw od zewnątrz (po obrazku) kilkoma warstwami preparatu, każda w inną stronę i każdą po kolei suszymy. Następnie moczymy motyw w wodzie, wyciągamy, kładziemy na folii obrazkiem do dołu i skulamy, wycieramy, usuwamy opuszkami palców biały papier. Im więcej warstw usuniemy tym motyw będzie cieńszy i mniej lakierowania. Nie można tylko zbyt mocno trzeć żeby nie podrzeć, motyw pod wpływem preparatu uzyskuje konsystencję foli (?) nie przychodzi mi do głowy inne porównanie. Odwracamy i naklejamy. Voila...
I kilka "cennych" ;-) rad:
1. ilość warstw i czas moczenia zależy od producenta, im mniej warstw położymy tym końcowy motyw cieńszy (ja kładę dwie, trzy tylko wtedy gdy we wcześniejszych były niedociągnięcia
2. podczas kulania papier podsycha należy go skraplać, bez obaw
3. można zamiast na folii położyć motyw od razu na dekorowanym przedmiocie obrazkiem do dołu (do góry nogami czy inne równoznaczne ;-) ważne żeby papier do usuwania był na wierzchu i usuwamy go. Tylko, że w takim przypadku trzeba usunąć maksymalna ilość papieru, tak aby nic już się nie kulało pod palcem. Tylko uwaga!!! efekt jest złudny, wydaje się, że już więcej się nie da, motyw podsycha i okazuje się, że nadal na wierzchu jest papier!!!! Dlatego ja wolę pierwszą metodę.
4. Jeżeli nakładamy motyw na ciemną powierzchnię należy ją podmalować, inaczej efekt będzie taki jak przy naklejaniu na ciemne serwetki
5. przyklejamy na klej do decu
wszystko :-)))
Jolinko, jeżeli papier jest dobrej jakości to powinno się sprawdzić. Ja niestety wytrawiłam tylko ksero (kolorowe, laserowe) nut a o kwiatkach zapomniałam.
I jeszcze jedno, ważne na koniec: pokrywając motyw preparatem musimy uważać żeby nie dostał się na drugą stronę, tę z papierem bo w tym miejscu tego papieru nie usuniemy. Najlepiej do wytrawiania pozostawić pewien margines dookoła motywu na ewentualne rozdarcia i wpadki jak wskazałam wyżej. Tyle, że wtedy trzeba obciąć lub oderwać nadmiar jak motyw będzie już cienki, wymaga to trochę uwagi i cierpliwości. Ja w kluczniku po prostu opaliłam brzegi jak to się robiło w harcerstwie. Nie spodziewałam się tak udanego efektu :-)
Gdyby coś okazało się niejasne zostawcie komentarz, mam nadzieję, że wykład się przyda. Powodzenia :-)

środa, 16 czerwca 2010

Sprawić komuś radość






Zastanawiam się co sprawia mi większą satysfakcję: zrealizowanie trudnego zamówienia czy radość zleceniodawcy? Chyba to drugie. Klucznik, temat w miarę prosty ale tu zawalczyłam z motywem zleceniodawcy. Oryginalne nuty (napisane ręką dziadka zleceniodawczyni) skserowałam i wytrawiłam, na to motyw kwiatowy i oczywiście wiele, wiele warstw lakieru przeplatanych szlifowaniem. Oczywiście popełniłam błąd bo mogłam wytrawić oba motywy równolegle, niestety o tym kwiatowym zapomniałam i musiałam , włożyć więcej wysiłku przy lakierowaniu. Dodatkowo efekt miał być półmatowy, przy połysku można ograniczyć pracochłonność kładąc na pewnym etapie dwie warstwy werniksu szklącego co często stosuję przy podkładkach, tu niestety nie było taryfy ulgowej. Ale wkład warty efektu, jak w reklamie: szczęście w oczach odbiorcy- bezcenne ;-))
PS. Odszczekuję, hau, hau, hau, wszystkie złe słowa, które napisałam na temat werniksu szklącego. Okazuje się, że kiedy poskromisz lwa to będzie jadł z ręki ;-) A po ludzku: każda warstwa musi się uleżeć (odparować), kolejna kładziemy po 24 godzinach, należy kłaść równa grubą warstwę i najlepiej zawsze dwie. Efekt rewelacyjny!

niedziela, 13 czerwca 2010

Żeby nie było, że nic nie robię...



Bardzo Wam dziękuję za wszystkie gorące słowa otuchy. Podzielę się oczywiście wrażeniami. Okazuje się, że człowiek uczy się całe życie. Jak pisałam wcześniej mam przygotowanie trenerskie, znam zasady pracy z grupą, miałam też okazje sprawdzić to w praktyce. Ale... No właśnie, ponieważ na warsztatach pojawiły się dwie osoby wiedziałam, że wyliczony czas możemy trochę rozluźnić i przestałam patrzeć na zegarek. Panie były dwie, sympatyczne i z pewnym doświadczeniem, co okazało się o tyle kłopotliwe, że musiały walczyć z przyzwyczajeniami. Nie wiem czy wcześniej to pisałem ale do kleju nie używam pędzli i to okazało się rewolucją, którą jedna z nich przyjęła, druga nie do końca. Ale właśnie ten brak pędzla plus odpowiednia wilgotność kleju powodują, że na dużych powierzchniach serwetka się nie marszczy ani nie rozdziera, dodatkowo jest to świetny sposób na perforację, którą mają wszystkie serwetki.
Co z tym czasem? Zajęcia zaprojektowane były na 3 godziny dla 6 osób, logicznym więc się zdaję, że mniej osób to mniej czasu przeznaczonego na indywidualne wyjaśnienia, pomoc i krótsze kolejki do suszarek. Informacje okazały się na tyle przydatne, że jedna z Pań co chwilę ruszała w głąb sklepu po zakup kolejnego preparatu. Druga jako samouk miała bardzo dużo praktycznych pytań i była chłonna teorii. No i przekroczyłyśmy limit czasowy o 15 minut. Ciekawe, o której byśmy skończyli przy pełnej obsadzie? ;-)) Mam jednak nadzieję, że to co pokazałam obie panie spróbują wykorzystać w praktyce :-) A ja mam kolejne doświadczenie: zasady współpracy muszą zostać jasno określone na początku zajęć, zakupy robimy po ich zakończeniu.
I na koniec co mam na warsztacie. Z powodu remontu, którego skutki w postaci pyłu czuje w zębach do dziś większość prac została wstrzymana, stąd teraz nadrabiam. Skrzynkę na klucze pokażę następnym razem bo wymaga jeszcze lakierowania. Dziś pudełko niewiadomego pochodzenia, które dorabiam do kompletu z wcześniejszym chustecznikiem. Pokazywałam? Nie pamiętam. I komplet podkładek. Do mężowskiego biura przychodzą trudni klienci, podkładka, która z założenia miała być pojedynczym egzemplarzem tak przypadła komuś do gustu, że zażyczył sobie kompletu z 6 sztuk. Ratunku!!! Można wprawdzie z jednej serwetki zrobić 6 podkładek ale należy znać taką potrzebę gdy się zaczyna pracę. Bo wtedy nie dzieli się serwetki na cztery części!!! Dlatego jedna z kompletu ma motyw obrazujący nie wiadomo co :-( W komplecie nie rzuca się to tak w oczy ale pojedynczo...
Na marginesie dorzucę, że klientka koniecznie chciała komplet z tymi ślicznymi wrzosami!!!!
Flora to nie moja mocna strona ale wrzosów tu nie znajduję ;-)))

czwartek, 10 czerwca 2010

Mój debiut

Jutro po raz pierwszy, dzięki uprzejmości Doroty poprowadzę warsztaty dla osób chcących poznać techniki decoupage. Mam tremę, nie ukrywam. Pomimo solidnego przygotowania trenerskiego jest to dla mnie nowość bo nie będę mówić o tym z czego żyję a o tym co kocham. Mam koncepcję, całkiem poważną zresztą, wiem co chcę przekazać, na co zwrócić uwagę, znam warsztat. Jednak praca z ludźmi zawsze może przynieść niespodzianki. Nie chcę też zawieść zaufania jakim mnie obdarzono. Trzymajcie za mnie kciuki proszę :-)

sobota, 5 czerwca 2010

Salon w połowie krasy ;-)





Dziecię nareszcie w domu, pełne emocji(pozytywnych na szczęście) i wspomnień. Budzi mój podziw zdroworozsądkowym podejściem. Ale o tym może kiedy indziej.
Dziś obiecane zdjęcia. Mój salon ma prawie 50 metrów kwadratowych stąd możliwość wydzielenia dwóch części użytkowych. O tych metrach wspominam bo na zdjęciach widać te przestrzenie. Zmienić na pewno muszę stolik pod telewizor bo nie pasuje do nowej koncepcji. Ale to za trochę, konieczny będzie w tym celu najazd na Czacz ;-)) Na razie musimy złapać oddech, również finansowy.Ta szafa na biało to wspomniana w poprzednim poście biblioteka, przeze mnie na biało poczyniona...

piątek, 4 czerwca 2010

Dochodząc do równowagi...

"Majstry" opuściły dom w zeszłym tygodniu ale do stanu równowagi będziemy dochodzić jeszcze czas jakiś. Na meblach wciąż białe smugi, które podstępnie uwidaczniają się gdy tylko odwrócę wzrok. Salon zmienił całkowicie swoje oblicze. Nadal podzielony jest tematycznie na dwie części: jadalną i wypoczynkową ale na dawnym miejscu pozostał jedynie stół ze względu na umiejscowienie lampy. Wczoraj machnęłam na biało bibliotekę a dzisiaj kwieciłam parapety. Zdjęć jednak jeszcze nie pokażę bo dziecię wywiozło aparat. Do najwilgotniejszego miasta Europy. Chociaż to co nasza aura prezentuje na południu powinno zrewidować moje osądy. W każdym razie dziecię w poniedziałek udało się do Londynu skąd dzisiaj już wyruszył w drogę powrotną. Nareszcie!!! I to nie tylko ze względu na aparat, po prostu strasznie za Nim tęsknię!!!