wtorek, 14 lipca 2009

chałtury ciąg dalszy


Jeszcze jeden talerz dla miłośnika Formuły1. Miałam straszne problemy żeby zrobić zdjęcie- wysoki połysk powodował, że w każdym ujęciu odbijała się w tafli talerza moja sylwetka, niekoniecznie pożądana ;-)).
A ten z Ben10-em zrobił w pracy furorę. Przeznaczony był dla niejadka którego ojciec wymyślił taki sposób na pobudzenie łaknienia potomka ;-))
Zaproponował nawet, że będzie moim agentem bo na fali takiego gadżeciarstwa można zbić fortunę ;-).
To na razie ostatni talerz. Traktuję je jako jednorazówki i nie daję żadnej gwarancji. Wprawdzie zabezpieczam poli ale nie bawię się w 20 warstw lakieru a najwyżej 3. Nie daję też marki bo takie coś może zrobić każdy. Pieszczę tylko te talerze, które od początku do końca stanowią moją koncepcję.
A propos gwarancji robiony przeze mnie kiedyś kubek trafił z niewiedzy do zmywarki. I wyszedł z niej bez szwanku. Faktem jest, że wypalałam go w piekarniku po naklejeniu motywu, bardziej intuicyjnie niż wyniku dobrych rad, wtedy jeszcze raczkowałam w decu.
Coś jest w tych pierwszych pracach, są brzydkie ale trwałe. Z mojego pierwszego chustecznika, pokrytego dwoma!!! warstwami lakieru nie mogłam papierem usunąć motywu, więc poddałam się. Może dlatego, że moje pierwsze prace traktowałam szlachetnymi, przeznaczonymi do decu preparatami? Mój pierwszy lakier: satynowy z To-Do, żaden marketowy półmat nie daje takiego efektu. Niestety jest to lakier drogi, zwłaszcza przy tej ilości, którą teraz, nabrawszy wraz z doświadczeniem rozumu zużywam.
Pojutrze nareszcie zaczynamy plener. Jeszcze tylko przeżyć jutrzejszy dzień. Dzisiejszy był nowym, przyjemnym sercu doświadczeniem: szef w delegacji a ja zostawiłam w domu komórkę. Może jutro też się tak zapomnę? ;-)

Brak komentarzy: