wtorek, 24 listopada 2009

Historii z podróży ciąg dalszy

Dziś mi się nic nie chce więc opowiem o mojej kolejnej podróży. Pracę swą lubię co deklarowałam już nie raz, lubię też związane z nią wyjazdy w różne części Polski. Na szczęście nie jest ich wiele i nie zdążę zbyt zatęsknić za dziecięciem za to odpoczywam od domowego zwierzyńca (co wchodzi w jego skład w zakładce "o mnie"). Dlatego bez oporów zgodziłam się na wyjazd na dwudniowe warsztaty. Swoim samochodem, bo to ważne. Zarówno miejsce jak i czas rozpoczęcia warsztatów pozwalały na spokojne dospanie poranka, wsadziłam dziecię do auta, torbę, torebkę, laptopa i w drogę. Tu będzie dygresja: warsztaty miały być dwudniowe, po nich na noc wracałam do domu następnie wyjazd pod Łódź, kolejne warsztaty, nocleg, przejazd do Wrocka i dopiero do domciu. Ponieważ leniwa jestem torba, o której wspomniałam zapakowana była na pięć dni. To również ważne bo śmieją się ze mnie w pracy, że pakuję się w torbę do laptopa (biorąc ten oczywiście ze sobą). Cóż poradzę na to, że nie lubię tobołków, tobołów, paczek, walizek...koszmar, im mniej tym lepiej. Do sedna więc...jadę, dziecię u boku, samochód przed torami zaczyna się dusić. Ja w panikę bo ostatnio próbowałam zrozumieć jak można zginąć na przejeździe kolejowym? Mnie uczono żeby ZAWSZE się zatrzymać lub maksymalnie zwolnić (i to tylko na strzeżonym). Teraz już wiem jak na pewno można- kiedy samochód rozkraczy się na torach. Wdusiłam parę razy gaz, samochód prychnął i pojechał dalej. Kolejny numer zrobił mi na rondzie, na szczęście akcja gaz,gaz,gaz pomogła. Wysadziłam dziecię i stwierdziłam, że przed dalszą droga podjadę do znajomego serwisu żeby zerknęli mi pod maskę, zwłaszcza, że tam gdzie miałam jechać droga częściowo biegła przez lasy, odludzia i oczywiście tory.
Do warsztatu droga biegnie przez środek miasta, zjechałam na właściwy pas, zatrzymały mnie światła i samochód zgasł. Na amen. Teraz już w panikę nie wpadałam bo warsztat tuż i mogłam tam podejść w trzy minuty tylko jak zostawić samochód na ruchliwym pasie w centrum miasta? Wiem gdzie włączyć światła awaryjne bo na środku deski rozdzielczej mam OGROMNY czerwony przycisk i to właściwie wszystko. Jak się pcha samochód? Bokiem? Z tyłu? Na luzie? Na biegu? Z kierowcą w środku? Bez kierowcy? Wysiadłam i podeszłam do samochodu stojącego za mną... nie czekał tylko odjechał. Zmieniły się na szczęści światła więc kolejny nie mógł zwiać ale kierowca (na oko 15 lat młodszy ode mnie) wykręcił się bólem krzyża i planowaną wizytą u lekarza. Ten za nim nie czekał tylko skorzystał z kolejnej zmiany sygnalizacji i zręcznie mnie wyminął. Mężczyźni!!!???? Bez komentarza. Samochód pomógł mi zepchnąć znajomy "z twarzy" kierowca autobusu podmiejskiego. Chwała mu za to, w białej był koszuli i pod krawatem. Trochę nie miał wyboru skoro znaliśmy się "po twarzy". W małych miastach jest tak, że pół miasta po godzinie już wiedziało, kto (czyli, że ja), z których (rodzice, dziadkowie etc...) zablokował pas w centrum, gdyby mi nie pomógł drugie pół wiedziałoby o tym, że odmówił. A tak wiedziało, że pchał :-) Na te warsztaty już nie dotarłam za to zostałam w środku miasta ze stosem bagaży :-(( Coś nie lubią mnie te podróże ostatnio. Jeszcze wracając w ostatnim dniu z Wrocka upuściłam na siebie, torbę i torebkę pół kanapki typu "kebab" z czego większość tego co spadło stanowił ketchup i majonez. Z torebką się wtedy pożegnałam. Każdy pretekst dobry do zakupu ;-))
Jeszcze a propos facetów. Przypomniałam dziś mojemu, że obiecał poprawić wentylację łazienki, usłyszałam, że przecież pomierzył....(otwór wentylacyjny dwa miesiące temu). Ręce opadają a słów wręcz szkoda.

6 komentarzy:

Kasia Boroń pisze...

To się nazywa pech? A faceci tak mają.Są raczej mało przydatni.

Kreatywnie.com pisze...

Podczas ostatnich warsztatow w Kielcach zaparkowalam na srodku ronda na trawie i pomoglysmy z Paulina pchac samochod jakiemus mlodemu facetowi. Szkoda, ze nie zrobilam zdjecia jego miny jak wyskoczylysmy z samochodu :))

bestyjeczka pisze...

Nie zazdroszczę "przygody". Chyba by mnie rozniosło z nerwów. Co do tych "dżentelmenów" - to bez komentarza...

Elle pisze...

No to miałaś przygody :)
A faceci... ech.. brak słów..

Pozdrawiam serdecznie :)

Anonimowy pisze...

Nie zazdroszczę takiej przygody.W takich wypadkach cieszę się że nie mam prawa jazdy:))Pozdrawiam Izzy

THE pisze...

ha! mężczyźni.. nic tylko ich czasem udusić..

i to oni podobną są samcami Alfa.. a mnie się czasem wydaję, że to tylko nazwa, dla zachowania pozorów, a tak na parwdę to my jesteśmy te Alfa :)
Mam jednak nadzieję, że już naprawione autko? Pozdrawiam