niedziela, 25 listopada 2012

Cukierasy z pieca

Czasami zastanawiam się jakie to uczucie: leżeć do góry brzuchem i w ramach hobby ćwiczyć mięśnie kciuka na pilocie. Co tydzień sobie obiecuję wyspać się w weekend ale chyba jestem słabo zorganizowana bo wczoraj od ósmej lepiłam listki i gwiazdki a dziś o siódmej otwierałam piec ze szkliwem. Oczywiście po drodze było jeszcze szkliwienie jednych, suszenie drugich elementów, machanie szydełkiem, zakupy, lepienie i konsumpcja sushi a w tle zaległy Paradoks i Raich, który już chyba kiedyś widziałam. Pamięć w tym wieku ulotna, kojarzę tylko wybrane sceny jednak dwaj Panowie B (Boguś i Baka ;)) warci są obejrzenia ich nawet kilka razy. Zdecydowanie wolę mocne kino, mocną książkę. Ale nie rozwódźmy się nad walorami seriali typu "Julia" (o ile takie są, walory oczywiście :)). Nie będę zresztą ukrywać, że w piątek czekając na dziecię, które na MTP brało udział w swoim życiowym koncercie,
część czasu spędziłam w kinie kontemplując II część IV części Zmierzchu :) Niestety tak pożądanej przeze mnie Obławy nie było już na stanie. Wszystko inne w ofercie ambicjonalnie zbieżne było więc przynajmniej Sagę mam zaliczoną w całości. Na koniec to co zajęło mój czas po rozpakowaniu pieca :)
Wracam do szydełka :)

2 komentarze:

skok.na.szafe@gmail.com pisze...

Piękne serca !
Widzę, że mamy podobne gusta :) Paradoks oglądam, Obława obejrzana; Dżem - mmniam ! uwielbiam najbardziej z orkiestrą symfoniczną - najlepszy koncert w życiu, pozdrawiam gorąco, EWA - dopiero dziś zawitałam na Twoim blogu ale bardzo mi się podoba...idę czytać dalej :)

mimba bimba pisze...

uwielbiam szkliwione przedmioty. może kiedyś sama zacznę... :)