wtorek, 16 lutego 2010

Komunikacyjne story cd.


O urlopie już zapominam :-( choć zaskoczyłam szefa przyjmując od ręki szereg nowych tematów z komentarzem "super, jest praca" :-)
Ale wróćmy do ostatniego tygodnia. W środę skręcałam kolczyki a w czwartek wsiadłam rano do samochodu żeby późnym popołudniem zjechać do Bornego Sulinowa na zimowy plener decu. Plener podobnie jak letni organizowały Dorota z Pauliną (zajrzyjcie koniecznie Tutaj) i ponownie były to dni do których będę powracać. No bo jak tu nie tęsknić do chwil kiedy na przemian malujemy, przyklejamy, tapujemy, polerujemy, wydzieramy, jemy, leżymy, odkładamy sadełko i znów: malujemy, przyklejamy itd,itd. Spokój dokoła, rodzina w domu tęskni, a do tego fajne dziewczyny, fajne pomysły i tylko światła dziennego mi brak żeby to obfotografować. Dlatego fotki w sobotę a dziś chwalę się tym co ostatnio nabyłam na allegro.
Podróż na miejsce zlotu była pamiętna, nie darmo zapowiadano, że w czwartek będą zawieje i zamiecie. Od Poznania do Piły nie przekraczałam 60 km/h sztywno trzymając się odległości 100 metrów od poprzedzającego mnie pojazdu. Na szczęście wszystkie, no prawie, samochody na trasie zachowywały się podobnie. Ja na moich tzw. całorocznych oponach musiałam jechać dwa razy ostrożniej, stąd członki wszystkie miałam zesztywniałe gdy zatrzymałam się na kawę. W Jastrowiu kierując się drogowskazem z drogi krajowej skręciłam w lewo i wpakowałam się w coś z czego próbowałam się wycofać przez kolejnych siedem kilometrów. Dopiero po ich przejechaniu znalazłam miejsce żeby zawrócić. Słowami tego nie jestem w stanie opisać ale koła nie miały na tym czymś żadnej przyczepności. Moja "żaba" jest niska i szeroka i tańczyła na tym jak na lodowisku. Na szczęście udało mi się wrócić na krajówkę skąd znów przy znacznym ograniczeniu prędkości pokumkałam dalej. Droga Poznań-Borne Sulinowo zajęła mi pięć godzin. Dla porównania powrotną, czarną, suchą szosą pokonałam w trzy z tankowaniem w międzyczasie. Za to już na samej końcówce, 50 metrów od domu zatrzymałam się na zderzaku jadącego z przeciwka samochodu bo wpadłam w poślizg najeżdżając na leżący na poboczu śnieg. Całe szczęście, że jechałam 15 km/h bo na pewno nie udałoby mi się zatrzymać. Swoją drogą jeżeli kiedyś ktoś zasponsoruje Wam zajęcia w szkole Skody to gorąco polecam. Te, w których brałam udział trwały za krótko żeby się czegoś nauczyć ale pozwoliły mi oswoić się z pewnymi zachowaniami samochodu, opanować panikę przy wpadaniu w poślizg, teraz inaczej pokonuję zakręty, inaczej trzymam kierownicę i gdy mam coś w bagażniku to zapinam pasy na tylnych siedzeniach.
Rozpisałam się o samochodzie więc plener zostawiam na weekend. Kończąc wątek motoryzacyjny: we wtorek przed wyjazdem znów samochód rozkraczył mi się na skrzyżowaniu, wprawdzie już nie w centrum miasta ale znów tamując ruch. Na szczęście jak spod ziemi pojawił się sympatyczny pan, który zaproponował, że mnie popcha na parking, co też uczynił. Dziękując mi za dwie dychy, które dostał na piwo był chyba bardziej szczęśliwy niż ja. I całe szczęście za ten komunikacyjny pech bo skończyło się to wymianą akumulatora. Nie wyobrażam sobie co by było gdyby odmówił mi posłuszeństwa w drodze na plener....

Brak komentarzy: