niedziela, 31 października 2010

Tydzień z życia dziecięcia




Przeżyłam małe trzęsienie ziemi, polsko-węgierskie. Dziecię wzięło udział w międzynarodowej wymianie pomiędzy tymi dwoma krajami. W ostatnim tygodniu gościliśmy więc u siebie młodzież węgierską w postaci sympatycznego siedemnastolatka, który przyprawiał mnie o stresy ponieważ nie chciał jeść. Gdyby chodziło o kiszone ogórki czy insze typowo polskie przysmaki to byłoby zrozumiałe, nie każdy lubi "popsutą" kapustę ;-) ale On nie chciał jadać kanapek z szynką, serem, pomidorem. Dziecię tłumaczyło z angielskiego, że On po prostu nie przepada za jedzeniem. Nastolatek! Płci męskiej! Ale jego chudość potwierdzała słowa ;-) Na szczęście w trakcie jednak coś jadał.
Dziecię ma depresję. Przez cały tydzień spędzali ze sobą 24 godzin na dobę, kończąc każdy wieczór w knajpie o znamiennej nazwie Las Vegas. Wracał, śmierdział tytoniem i zaklinał, że to nie oni. Moje dziecię, które o dwudziestej na codzień tuli się do lapka, nie cierpi imprez klubowych i tytoniowego dymu! Wczoraj Aron odjechał do domu i stąd ta deprecha. A od rana Węgrzy przesyłają komunikaty na Facebook'u w stylu "Kocham Cię Polska"- dojechali szczęśliwie. Rewizyta dopiero we wrześniu. Nie miałabym nic przeciwko kolejnemu najazdowi- w domu lśniło bo moi panowie kamuflowali codzienne podejście do porządków, niestety wszystko wraca do normy ;-(((

1 komentarz:

lejdik pisze...

Oj, to odpocznij kochana po tej nawałnicy, bo niby 'Polak Węgier dwa bratanki..." ale na dłuższą metę opieka nad cudzym młodzieńcem;))może być stresująca:))
ps. znajomi gościli u siebie uczennice z Belgii...dziewczynki tak poimprezowały, że trzeba było pokryć szkody w knajpie...;//Ot, życie takie, więc może lepszy niejadek z depresją, palący jak lokomotywa;0)
Pozdrowienia:))