sobota, 12 lutego 2011
W czeskim kraju
Urlop.Dzień pierwszy. Wyczekane, wyśnione stoki. Po raz pierwszy jechaliśmy w to miejsce w sobotę (do tej pory, zawsze nietypowo, była to niedziela). Różnica odczuwalna. Dziś zmiana turnusów, wraca wielkopolskie, odpoczynek zaczyna dolnośląskie. Ciąg samochodów, w porywach 60 km/h. Dojechaliśmy spóźnieni mimo iż z domu wyjechaliśmy wcześniej niż w ubiegłym roku. I na tym dosyć narzekania. No może jeszcze tylko to, że wjazd na górę pod daczę naszych Czechów przypominał ślizg na lodowisku. Potem miła, dwujęzyczna rozmowa przy morelówce własnej roboty i słodkie lenistwo. Jest mi tak dobrze, że nawet nie znalazłam chęci na wieczorny spacer. Zdjęcie zrobiło dziecię, które nie może się nacieszyć z nowego aparatu. Czesi sami zaproponowali dostęp wi-fi co oznacza, że i tu postęp wkracza rozpędem. Rozleniwiona po gorącej kąpieli dłubię na szydełku popijając herbatkę z rumem. Jutro nie otworzę oczu przed dwunastą...
Hm...nie wiem co paskud narobił ale dostępne jest tylko jedno zdjęcie. Ale co tam, śniegu w Polsce też na kartki szukać ;)
Przyszedł i znalazł więcej....
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Etykiety
- codziennik (115)
- scrapki (115)
- Czego Jaś się nie nauczył... (111)
- candy i inne zabawy (43)
- biżuteria (35)
- decu (31)
- ceramika (16)
- Trzpiotki (9)
- moja muzyka (6)
- Czego Jaś się nie nauczył... scrapki (2)
- beading (2)
- filc (2)
- kursy (2)
- na szyję (2)
- Czego Jaś się nie nauczył...scrapki (1)
- fimo (1)
- podróże (1)
- sc (1)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz