
A właściwie córki. Znacie tę przypowieść? I jest w niej, jak się okazuje, dużo prawdy. W piątek wyszła z domu i nie wróciła Hanka, nasza kotka. Kot całkowicie udomowiony, taki z tych co sypiają na przypiecku a jednocześnie niesamowite ladaco. Codziennie dawała psu lekcję pod tytułem "kto tu rządzi", skakała mu na głowę, gryzła po nogach, szarpała za ogon. No i spala w jego łóżku. A biedny Frodo jedynie spoglądał na nią z politowaniem i ciężko wzdychał. Hanka bała się dworu ale przezornie okna zostawialiśmy jedynie uchylone. Jednak ostatnie upały tak nam dały się we znaki, że zdecydowaliśmy się na kontrolowany przeciąg. Nie wiadomo w którym momencie Hanisko zaryzykowało i znalazła się na dworze. Fakt został zauważony w sobotę rano. Poszukiwania w domu na nic się zdały, Hanka nie zeszła na śniadanie, obiad, kolację i stało się pewnym, że zdezerterowała. W nocy przyszła burza jakiej w swoim "dziesto" letnim życiu nie pamiętam. Nie ukrywam, że bolało mnie to co się z tym beztroskim paskudnikiem dzieje: głodno, mokro, strasznie. W wyobraźni potrafiłam sobie odtworzyć wszystkie czarne scenariusze, od dzikich pobratymców po złe dzieciaki podpalające kotom ogony. W nocy pod okno przyszedł jakiś kot jednak Piotrowi nie udało się go zwabić do domu. Następnego dnia śladu po kocie nie było, dziecię chodziło po wsi i nawoływało do powrotu, ja tak samo po podwórzu. Dopiero późnym wieczorem mamie udało się przywołać łazęgę do domu, trochę to trwało ale wróciła cicha, wystraszona i skruszona. Frodo na dzień dobry przylał jej po tyłku, żeby wiedziała kto tak na prawdę tu rządzi. Potem siedziało to takie wystrachane i skruszone, mama uraczyła ją śmietanką a ja szarpnęłam się dzisiaj na puszkę tuńczyka, żeby osłabić stres i osłodzić wspomnienia. Cielca na zbyciu nie miałam :-) Kiedy zdałam sobie sprawę z podobieństwa do przypowieści Frodo natychmiast został nagrodzony podwójną porcją swej puszki i nawet nie sprawdziłam czy wciągnął susz co zazwyczaj warunkuje smakołyki. Zawsze rozumiałam gorycz tego syna, który pozostał wiernym.