sobota, 19 listopada 2016

Nie moje więc nie ważne

Dzisiaj o chyba chamstwie bo brak mi innego słowa na nazwanie zjawiska, którego byłam świadkiem. Fajne warsztaty z wykorzystaniem dobrych, drogich preparatów. Prowadząca nie skąpi, można doświadczyć różnych kolorów pudrów do embosingu. Jest wydzielone stanowisko pracy, sprzęt jedyne co należy zrobić to nadmiar pudru strząsnąć na specjalną tackę i odsypać do słoiczka, z którego się go wysypało. Dziewczyna przede mną zostawia cały biały puder na tacce więc nie mam gdzie otrząsnąć miedzianego. Pytam czy sprzątnie po sobie bo nie mogę skorzystać. Słyszę, że nie wie gdzie. Pokazuję więc całą baterię słoiczków, wystarczy znaleź właściwy. Zresztą z czegoś przecież czerpała. Dziewczę bierze i zsypuje biel do antycznego złota. Na moją uwagę, że niszczy puder wzrusza ramionami.
Wiem, że prowadzący wystawiając produkty spisuje je na straty ale może inny uczestnik chciałby czyste złoto a nie z białym nalotem? I to lekceważące podejście do nie mojej własności.  Różne już zjawiska w scrapowym światku obserwowałam ale z czymś takim spotkałam się po raz pierwszy. Idąc na warsztaty do guru szanuję powierzony sprzęt. Myję maski, moczę pędzle itd. i nie mieści mi się w głowie taki brak poszanowania dla cudzego. Nie znam dziewczęcia więc nie mogę imiennie napiętnować a chyba szkoda.

niedziela, 30 października 2016

"Nie oddychaj"- nie oglądaj

Pomysł na film- doskonały. Trójka młodych ludzi włamuje się do domu weterana wojennego licząc na łatwy łup. Łatwy bo weteran stracił wzrok w wyniku obrażeń wojennych. W trailerze pojawia się zapowiedź "wejdź do mojego świata" czyli świata ciemności. Weteran wojenny, bohater, nierówna walka zmysłów. Moja wyobraźnia obiecywała ucztę kinomana.
Początek czyli pierwsze 5-7 min pozostaje w tej konwencji. Potem pojawiają się pierwsze ciepłe uczucia do bohaterów bohaterów. I pierwsze wątpliwości: jak to możliwe, że przy tylu hałasach osoba z wyostrzonym kalectwem zmysłem słuchu nie zorientowała się, że ktoś się jej kręci po domu? Nie słyszy oddechów ludzi stojących obok, nie czuje zapachu perfum, strachu, potu ale czuje zapach (no może smród) zdjętych już dłuższą chwilę temu butów? Wielkość i topografia piwnicy przywodzi na myśl układ lochów pod zamkiem w Malborku.
A potem zaczynamy już trzymać kciuki żeby udało się włamywaczom uciec a nie zaatakowanemu złapać. Ilość zmartwychwstań przebija jednak chałupnicza próba zapłodnienia in vitro. A na końcu jak w Parku Jurajskim pojawia się zapowiedź kontynuacji. Aż chce się wykrzyczeć "nie idźcie tą drogą"...

czwartek, 20 października 2016

Kuchenne podróże

Właściwie nie podróże a spacer ale przemyślenia dotyczą właśnie kuchni. Często odwołujemy się do smaków dzieciństwa i mam mam refleksję, że w moim przypadku pamiętam tylko chrusty Babci. Kuchnia mojej mamy jest Okropna! Kleista, zawiesista, szaro-bura i tłusta. I z każdym rokiem a właściwie miesiącem się pogarsza. Mikrofali używa częściej niż dzieje się to w amerykańskich domach. Nałożona na talerz porcja domownika czeka na jego powrót odstraszając już samym widokiem. To nie Magda Gessler niestety. Dlatego rzadko jadam w domu najczęściej zgarniając z przygotowanego talerza kotleta i przegryzając na zimno.  Czasem za gdy poczuciem straconego czasu pichcę i nie zawsze jest to zupka z torebki z glutaminianem sodu.
Część spacerowej  analizy sprowadziła się też do moich preferencji kuchennych. Zdecydowanie hiszpańska kuchnia jest najbliższa mojemu podniebieniu. Lubię węgierską, włoską, japońską. A z polskiej? Buraczki, kiszone ogórki i żurek, a jeszcze bardziej barszcz biały. No może i rosół ale mocny, treściwy. I tak polskie smaki sprowadziłam praktycznie do zup.
A cała ta psychoanaliza kuchenna była potrzebna do zarejestrowania faktu przyrządzenia przeze mnie własnej interpretacji jednego z moich ulubionych węgierskich dań: makaronu z serem i skwarkami. Przepis właściwy należy sobie poszukać w sieci ja zawsze gotuję na oko. I tak:
1. pokruszyłam biały ser półtłusty
2. pokroiłam w kostkę i przesmażyłam boczek podwędzany
3. ugotowałam makaron
4. odcedzony makaron wrzuciłam na patelnię z przesmażonym boczkiem
5. wyłożyłam na talerz dodając na wierzch ser
6. i to wsio
Miodzio chociaż węgierski prototyp z Frici Papa bez porównania smaczniejszy. Polecam gdyby ktoś poszukiwał oryginalnych węgierskich smaków w Budapeszcie.


wtorek, 18 października 2016

Hiszpania pełna słońca

Santa Pola, wcale nie takie małe miejsce na Ziemi gdzie chętnie spędzałabym więcej czasu. Ludzie, smaki, egzotyka. Za słabo znam kulturę żeby powiedzieć, że też ale wszystko przede mną.
Wracam podekscytowana jak motorek, pełna chęci do nauki języka i ze wspomnieniem smaków na języku. I oglądam Masterchef España w oryginale. Tengo hambre...  

niedziela, 2 października 2016

Rozwiń skrzydła



Inspiracja pracą Latarnii Morskiej podpatrzoną wczoraj na stoisku Scrap.com . Całe popołudnie maltretowałam tło, które oczywiście nie jest doskonałe i biorąc pod uwagę ilość mediów, które wykorzystałam aż dziw, że nie dostałam jakiejś alergii nakładając te efekty palcami. Były zdecydowanie wiekowe. Przy cieniach do oczu, które m.in. użyłam gąbka rozkruszyła mi się w ręku ze starości. Jest tu też patyna z epoki fascynacji decu. Pachnie nawet przyjemnie choć na wierzchu zebrała się dziwna warstwa obcych kultur. Zdecydowanie nie należy chomikować mediów. Potwierdza się to już któryś raz. A pigmenty w preparatach 13arts są tak mocne, że moje palce będą jutro zdecydowanie odbijały się na tle czerni.
Format dziwny. Do eksperymentu wykorzystałam tył certyfikatu uzyskanego za "aktywny udział w warsztatach" jakichś tam. Aktywność sprowadziła się do uczestnictwa ale co tam, certyfikat uznali dać ;P

niedziela, 7 sierpnia 2016

OMG! Zapomniałam już prawie, że mam bloga. A tu jeszcze muszę ogarnąć linkowanie, banerki itd.
Na wyzwanie  kultowego Kwiatu Dolnośląskiego oscrapowałam Dziecię.




Trwało dwa dni zanim opanowałam technikę ale jest i banerek :)


niedziela, 29 czerwca 2014

niedziela, 16 lutego 2014

W głębi serca




Wpis do wędrasia Basi. Wykorzystałam niesamowite, anatomiczne serca Drychy. To przedostatni album w tej edycji. 

niedziela, 2 lutego 2014

"Zdarta płyta" Zuzy




Kończy się II edycja Albumów Wędrownych w naszej grupie scrapowej. Na trzecią się nie zdecydowałam bo trzynaście albumów krąży po Europie przeszło rok. Każdy miał mieć dwa tygodnie  czasu na swój wpis co, według mojej już trochę zakurzonej matematyki, daje 3 miesiące. Niech każdy skorzysta raz z dwutygodniowej  prolongaty na sytuacje nieprzewidziane, brak weny itd... Reasumując w wakacje (minione) powinnam podziwiać wpisy w moim strudzonym wędrowcu... No, to tyle teorii...
Wpis do "Zdartej płyty" Zuzanny. Ubiegłoroczne warsztaty w Rupieciarni zdecydowanie odbijają się na moim stylu. Aga, Marta czekam na jeszcze :)
Zdjęcia jak zwykle prześwietlone, kiedyś się nauczę.
I jeszcze kalendarz z zachwycającym mnie zdjęciem Uli Wilhelm Frydrych.

wtorek, 31 grudnia 2013

Tak było w 2013


02.03 Wiosenne scrapowisko Łódź: warsztaty z Brises
09.03 Kreatywnie: Warsztaty wielkanocne
06.04 Rupieciarnia: album na materiałowej bazie
13.04 Szczecin: warsztaty z Piekielną Owcą
18.05- Stonogi- wyzwanie z mapką
25.05 Rupieciarnia: album o Wrocławiu
31.05-02.06 Festiwal Wysokich Temperatur Wrocław
05-07.06 III DLWC: warsztaty z Drychą i Enczą
05-11.08 Łucznica- Wakacje ze Sztuką
14.09- warsztaty u Cynki- kartki
21.09- Rupieciarnia: 3 LO
18-20.10 IV Zjazd Twórczo zakręconych: warszty z Izzy, drugie życie swetrów, bransoletka na krośnie, naszyjnik z koralików u Tauriel 
02-03.11 DJWC: warsztaty z Latarnią Morską, Stefą, Ryszardem Glegoła
30.11 Zlot artystów ZPT

hm... a w grudniu nic?

To tylko te wydarzenia gdzie uczyłam się czegoś nowego. A były jeszcze spotkania KGMiP, koralikowe ploty przy kawie, pokazy w Kreatywnie, samodzielne próby rozgryzienia różnych tutków.
No i oczywiście cały rok był dwujęzyczne a gdyby doliczyć rodzimy to trzy :)
Chyba trochę sie rozwinęłam w tym 2013 roku :) 

Nie mogę przestać się uśmiechać


Prułam do bólu, tą zieloną chyba ze cztery razy. Ale z ostatecznego efektu jestem baaaaaardzo zadowolona. Wykończone delikatnym łańcuszkiem cieszą mnie ogromnie. Po długim okresie stagnacji w kręgu szunrów nareszcie znalazłam chwilę na igłę.
Kwiatek tyz pikny, prawda? :)

niedziela, 1 grudnia 2013

Wędraś Dorci II edycja

Chciałoby się powiedzieć "to było przecież nie tak dawno". A tu ostatni wpis z października, a tyle się w międzyczasie wydarzyło. Ten rok jest tak szlony, obfitujący w wydarzenia craftowe, że chyba uwiecznię to w pierwszym, dorocznym podsumowaniu... może :)
Wpis do wędrasia Dorci. Podróż rozpoczęły rok temu, niektóre wrócily już do swoich właścicielek, niektóre, z przygodami, wędrują nadal. Ja na swój jeszcze czekam ale wiem, że jest "blisko, coraz bliżej". Coś zaowocowało dziś u mnie cytatami :).
Jeszcze inchies, które jak to u mnie musi być przekorne.


Po zrobieniu zdjęcia dopisałam datę i adres bloga.
Został mi chyba jeszcze ostatni wpis...

niedziela, 29 września 2013

Trzy LO w Rupieciarni

 Takie ostatnio poczyniłam we Wrocławskiej Rupieciarni. Gospochy wyglądacie rewelacyjnie :)
 Moje trendy wakacyjne: latem bursztyn nad Bałtykiem, zimą różowe spodnie i deski.
Ostatni niestety skopałam choć miał największy potencjał. Ale nic, na błędach się przecież uczymy :)

niedziela, 15 września 2013

"W rozkwicie"- pod okiem Cynki


Facebook ułatwia przekazywanie treści i powoduje wymieranie blogów. Duże łatwiej wrzucić zdanie na tablicę niż wymodzić posta. Dużo łatwiej też odczytać tego posta niż surfować po blogowym świecie. Dlatego wiele z tego co się ostatni zdarzyło, zaistniało na mojej tablicy a tutaj musiałam dziś przegarniać pajęczyny. Jednak nie mogę tak po prostu przejść obok wczorajszych warsztatów i ich efektów. Każdy warsztat pod okiem Cynki to okazja do stworzenia czegoś niezwykłego z czego jestem dumna. Po prostu uwielbiam. I atmosfera jest niezwykła. I towarzystwo. I efekt końcowy. I bogactwo materiałów. Zresztą słowa chyba zbędne...


A poniższe zdjęcie podebrałam ze strony http://cynkowepoletko.blogspot.com/ i to tylko fragment tego bogactwa, które udało się nam wymodzić.


niedziela, 26 maja 2013

"Mój dobry Wrocławiu"

Pamiętam ten fragment piosenki z jakiegoś serialu. Miałam nadzieję wykorzystać ją w treści albumu ale pozostałe słowa nijak się mają do mojej koncepcji. Pominę dyskusję, że cała piosenka jest nijaka ;)

Dwa lata temu w weekend majowy polowaliśmy na wrocławskie krasnale co zresztą udokumentowałam stosownym postem potwierdzającym fakt istnienia tych przesympatycznych stworzeń. Wczoraj we wrocławskiej Rupieciarni zrobiłam album podróżny, wykorzystując zdjęcia z tamtego pobytu. Album o Wrocławiu, miał przypomnieć Wrocław niebanalny, może trochę mniej znany. Wszystkie zdjęcia autorstwa mojego Dziecięcia. 

Album zrobiłam w poziomie ponieważ większość wybranych zdjęć miała taki układ.
Skąd ta zebra? nie pamiętam, chociaż kojarzy mi się z bliskimi okolicami Rynku.


 Bukiet kwiatów można znaleźć blisko fosy a  rekord Guinessa w 2011 roku nie padł.




Most pełn obietnic i deklaracji a na samym dole niespotykany gość w ptasim gnieździe.

Na koniec okładka, papier mnie ZAUROCZYŁ.


A jeżeli się uda to w przyszłym tygodniu znów wracam do Wrocławia na Festiwal Wysokich Temperatur. Yupi!!!

niedziela, 19 maja 2013

"Tacy byliśmy jeszcze wczoraj..."

Na pulpicie zalega mi cały stos zdjęć, których nie mam kiedy pokazać. Chyba nikogo nie zdziwi, że to głównie biżuteria. Sukcesywnie wrzucę ją do Manufaktury. A dzisiaj moje wczorajsze wypociny z mapką w Stonogach. Jak zwykle było wesoło, plotkowo a tym razem i twórczo bo zmobilizowałyśmy się wszystkie :) I super wymiankę na "W" dostałam, tylko czemu jej nie obfociłam?...

To jeszcze dorzucę wpis do Stevowego wędrasia.
Z tłumaczeniem dla niezorientowanych. Dwa cytaty mistrza. Powyżej: jeżeli wciąż będziesz poszukiwał i przekraczał horyzonty...
odkryjesz rzeczy niezwykłe. To oczywiście moja interpretacja tego "co autor miał na myśli" ;)

niedziela, 5 maja 2013

Krem sułtański


Rzutem na taśmę choć "pomysł na..." miałam od samego początku. Może dlatego, że sam krem sułtański nie jest moim ulubionym deserem? :)

środa, 1 maja 2013

Turki. Turki są fajne.




Na dowód turecki wysyp. Biało niebieskie koraliki zachwyciły mnie swoim design'em więc nabyłam ich większą ilość. Niestety okazały się baaaardzo zróżnicowane wielkością więc na zwykły sznur się nie nadały. Za to w turkach prezentują się super.

niedziela, 28 kwietnia 2013

Wymyśliłam :)

Myślałam i wymyśliłam. Czeskie Preciosa i japońskie Toho. Podpatrzone u Weroniki, skonsultowane z Jagodą a reszta to moja inwencja, próby i błędy. I tadam... ;)

niedziela, 21 kwietnia 2013

Zgubiłam "O" :(

Historia w pudełku, Cynkowym oczywiście :) Moja pierwsze spotkanie KGMiP to wymianka na "Ł". "O" uczciłyśmy  w "Republice Róż" bo pamiętam mój mediowy notes z anatomicznym okiem. "S" było u Cynki, pamiętam foto relację, "T" znów w Republice, nie dojechałam. I to tyle na temat brakujących liter. Jest jeszcze miejsce na dalszą część alfabetu. A może ktoś widział moje "O"?

niedziela, 14 kwietnia 2013

I Sabat Północny zaliczony


Żeby poznać tajniki tej kompozycji pojechałam za Olgą do Szczecina na I Sabat Północny. Jak na blondynkę przystało podróż niezapomniana. Pod Czmoniem zorientowałam się, że jadę bez dokumentów ale za późno było już wracać. Ściągnęłam więc nogę z gazu i na dworzec w Poznaniu wpadliśmy chwilę przed odjazdem pociągu. Blondynka nie sprawdziła czy ma drobne a parking miejski okazał się płatny. Brzydki parkomat wzgardził banknotem więc blondynka z fasonem zahamowała przed budką na parkingu z pewnością nie miejskim. W biegu wytargowała cenę za całodzienne parkowanie, która okazała się wyższa niż bilet do Szczecina.
"Pociąg TLK ze stacji Kraków Główny do Szczecina z wagonami transportu bezpośredniego z Przemyśla". Czujecie ten ból w pośladkach? ;)
Na miejscu okazało się, że spotkanie jest po drugiej stronie ulicy, blisko. O kanapce z Subwaya mogłam tylko pomarzyć.  Wylądowałam więc na wiadomych warsztatach Dziecię zaś poszło w miasto. Wróciło zawiedzione a ja wręcz przeciwnie. Nigdy nie przyszło by mi do głowy, że tyle elementów można upakować w pracy i nadal będzie mi się ona podobać :)
Po warsztatach w kąciku craftowym spotkanie z kolejnymi znakomymi osóbkami a potem tagowe szaleństwo z papierami UHK Gallery .
Ula każdemu kto chciał się bawić wręczyła taga, zasypała stół papierami i pozostawiła swobodę działania.
Ze względu na pociąg powrotny w 10 min, z pożyczonym od niezawodnej Tores klejem i nożyczkami wyskrobałam takie coś:

Te papiery bronią się same. A seria My Dear Watson jest po prostu the best :)

Nawet moje Dziecię pobawiło się tagiem :)

I wiecie co? Poszczęściło się nam w Ulowym losowania o czym dowiedziałam się już po wyjeździe. Jak tylko prezent trafi w moje ręce nie omieszkam się pochwalić a czekam z niecierpliwością :)
A droga powrotna pociągiem kolei regionalnych... moja kość ogonowa przechowa to wspomnienie dla potomnych...
 

niedziela, 7 kwietnia 2013

Tu dzieje się magia

Mój pierwszy w życiu album. "Pomysł na"spowodował, że znalazłam się wczoraj we wrocławskiej Rupieciarni. Było przesympatycznie a dziewczyny miały tak fantastyczne pomysły na swoje albumy, że zaakceptowany już mój dłuuuugi tok myślowy zaczął mi ciążyć. Jestem pewna, że przy kolejnym tak intrygującym temacie warsztatów nie zawaham się wsiąść w autko i znowu "pyknąć" do Wrocławia.
No i spotkałam Anię, która była inspiracją tego wyjazdu i od której dostałam super scrapowe dodatki. Do kartek na pewno będę się długo ślinić zanim zdecyduję się wykorzystać do jakiegoś projektu.

Właściwie to szczęśliwy zbieg okoliczności, że mój maczek nie ma miejsca na płytę bo dzięki temu zamiast planowanych zdjęć z Turcji wykorzystałam zarchiwizowane na dysku, z najpiękniejszego miejsca na świecie- magicznej Łucznicy.  Zdjęcia dokumentują pobyt na kursie ceramiki II stopnia.

 Że w Łucznicy dzieje się magia pisałam już wcześniej. Czy ktoś ma wątpliwości patrząc na to zdjęcie?


 Tajemniczy Skrzat (?) próbujący przypomnieć sobie gdzie schował skrzypce.
 Pracownia czekająca aż obsypią ją "formy" z winogronowych liści.
Justyna- nieustannie i szczęśliwie nam panująca w pracowni oraz drobniutka Kasia ujarzmiająca koło małym palcem. A po lewej Marysia, na moje cztery pobyty w Łucznicy wspólnie spędziłyśmy trzy :)

 To zdjęcie nie potrzebuje komentarza.
Królowa i "artystki".
Moja Babcia wielokrotnie zwracała uwagę na potrzebę opisywania zdjęć na odwrocie, kto, kiedy, gdzie. Oczywiście w ramach dziecięcego buntu postanowiłam, że nigdy, że nie.
Jednak trzeba wierzyć i ufać doświadczeniom starszych. Miałam problem żeby przypomnieć sobie część imion.
 Tu można powstrzymać tych, którzy nie chcą opuścić pracowni nawet na posiłki czy sen.

 A to MÓZG, tak sądzę ;)
Kto zna Łucznicę ten wie, w których miejscach te zdjęcia zostały zrobione. Kto nie poznał zawsze ma taką szansę :)
A warsztaty (i te scrapowe i te ceramiczne) były SUPER!