











W kuchni paruje świeżo upieczony sernik, piekarnik skrywa dochodzące gołąbki, na stole pachnąca świeczka a dookoła mnie rozrzucone szablony, farby. Ciepło, sennie. Kto diety Dukana próbował wie ile szczęścia dać może sernik nawet taki na chudym twarogu, kruszonym słodziku i skrobi kukurydzianej ;). Wykańczam dwa zegary zagruntowane latem. Dotarło do mnie, że festiwal tuż, tuż a ja w powijakach. Nie wiadomo jak będzie wyglądał nasz kramik bo nie podesłano jeszcze planu rozmieszczenia stoisk. Wiem, że Ala czeka zwarta i gotowa, od lokalizacji wszak będzie zależało jak się pomieścimy. Nie mam na czym rozwiesić moich zawieszek bo prezenter zapchany już w całości planowałam wymodzić coś na tę okazję ale zamiast pojechać dziś po szare płótno i listewki zarządziłam wypad po buty. Dziś obudziłam się słysząc za oknem brr, deszcz. Wczoraj też i przed wczoraj i powiedziałam Dość! I kupiłam sobie dziś kaloszki. Takie niskie ale żadna woda już mi nie straszna. Zielone, do tego Campus przeciwdeszczowy i mogę biegać po wsi a nawet pójść sucho do pracy ;) Takie tam "pójść", z parkingu do budynku ale zawsze. A dlatego z parkingu bo ostatnio dostałam w zarząd samochód. Do czasu znalezienia nowego koordynatora bo na moim stołku się nie przynależy. Się śmieję, że był kłopot z parkowaniem więc przerzucono go na mnie ale nie ukrywam, że wygoda znaczna. Mogę później wstać i wcześniej jestem w domu. Tylko, że prac ręcznych nie mogę w drodze uskuteczniać. Ale i tak rano za ciemno i wieczorem za ciemno więc chyba i tak musiałabym zrezygnować z czółenka czy szydełka w autobusie :)
Wczoraj odreagowując po ciężkiej środzie w pracy wymodziłam trochę scrapów. Jak dziecię się zlituje nad matką to wstawię lepsze zdjęcia. Bo paskud wpadł w szpony fotografii i marzy o jakimś cudownym aparacie. A ja zdjęcia muszę sobie focić sama :( Zaraz się oburzy, że te z poprzedniego posta to przecież jego. I racja będzie jego ale robione w biegu z moim retuszem. Do dziś nie poprawił tych kilku beznadziejnych. Chociaż właściwie w dobie "zaraz", "juuuuż", "za chwilę"...to dopiero dwa dni ;)
PS. zdjęcia wymieniłam i oczywiście wcześniej zrobiłam je sama korzystają z pięknej słonecznej pogody. Moje dziecię zapadło już w sen zimowy ;)
A deszcz wystraszył się moich kaloszy....